istotą, że tamta Kaśka — to była dobra znajoma, która umarła, a ona sama była na jej pogrzebie. Na święte obrazy spojrzeć nie może; gdy klęknie do pacierza, żegna się czemprędzej i wstaje; chwilami zdaje się jej, że ktoś za nią krok w krok chodzi i coś jej do ucha szepcze. Boi się, ciemności, a gdy lampka zgaśnie, chowa się z głową pod przykrycie — stanowczo, zrobiło się z nią coś dziwnego.
Stan ten męczy ją nad wyraz wszelki. Nadomiar złego, Jan zmienia się od owej pamiętnej nocy do niepoznania.
Przybiera znów ton drwiący i spogląda na Kaśkę z miną zwycięscy. To ją onieśmiela do reszty. Zdaje się jej, że Jan poprostu ją lekceważy i tym sposobem daje do poznania wszystkim, co pomiędzy nimi zaszło.
Pod tym względem nasza Kaśka nie myli się wcale.
Jan, jak prawdziwy mężczyzna, nadużywa swej przewagi i odniesionego zwycięstwa.
Nie pamięta walk, jakie stoczyć musiał z Kaśką, zanim mu uległa, wie tylko, że jest jego kochanką — i to mu wystarcza. Widok Kaśki sprawia mu zawsze przyjemność, zbliżenie się do niej rozbudza namiętność, ale brak mu tej gorączki, jaką czuł zwykle wobec opierającej się dziewczyny, Zepsuty powodzeniem u innych kobiet, znajdował dziwną podnietę w tym oporze Kaśki, i to go wiązało głównie i przytrzymywało w upartem staraniu się o jej względy; gdy osiągnął cel upragniony, widział już w Kaśce zwykłą, upadłą kobietę, niepomny, że ją sam doprowadził do tego upadku.
Gdy zbita, zmęczona, bezsilna usuwała się do jego stóp, jak ofiara, — porwał ją brutalnie w ramiona, z triumfem istoty świadomej o swej fizycznej i moralnej wyższości. Tą jedną chwilą spadła ta kobieta w oczach Jana do poziomu, skąd wybierał zwykłe swe miłostki; teraz Kaśka była dlań tem samem, czem Marynka lub każda inna z dawnych jego kochanek.
Stąd pochodził ten dziwaczny ton, który takim strachem przejmował Kaśkę, i cała zmiana w zachowaniu się Jana.
Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/199
Ta strona została uwierzytelniona.