Swoją drogą — dobrze się stało, że nie zgodziły się pójść z nim na kieliszek. Obie były nadto obszarpane i brudne. Nie miały nawet ciepłych chustek, a Jan już jak kogo ze sobą prowadzi, to nie może znów psu oczów zaprzedać. Tylko, że ta nieznajoma dziewczyna wydała mu się dość przyjemną, pomimo podsiniałego oka i zaszarganej sukni. Musi mieć jakiegoś djabła w skórze, bo Janowi mrowie chodzi po żyłach, jak sobie ją przypomni, To są takie kobiety! O, trafiają się, choć nieczęsto, — od razu coś ciągnie i krew burzy. Jan już znał takie dziewczyny, nic w nich niema napozór, bo to chude i mizerne, ale zbliżyć się do nich — już człowiekowi dziwnie się robi.
I dwie te natury pokrewne sobie, wiecznie pragnące zadowolnienia zmysłów, tonące jedynie w nienasyconej namiętności, odczuły się i zrozumiały w mgnieniu oka. Zresztą, Jan potrzebował nowości, a na to przecież są kobiety, aby je często przemieniać.
Kaśka dobra — byle niedługo.
I Jan z wielką fantazją przekrzywiwszy czapkę na lewe ucho i zmrużywszy oczy, wyszedł przed bramę, aby tam, przybrawszy pozę zwycięscy, zaczepiać przechodzące dziewczyny.
Gdy Kaśka wprowadziła do kuchni swą przyjaciółkę, pomieściła ją koło pieca, pragnąc przedewszystkiem, aby Rózia rozgrzała się trochę. Potem zakrzątnęła się koło komina, a odstawiwszy garnek z kośćmi, mającemi naśladować mięso do rosołu, przystawiła koło fajerki imbryczek z resztą zimnej herbaty. Pragnęła bowiem poczęstować przyjaciółkę czemś gorącem; widziała, że Rózia drży cała, a szczęki zacinają się jej z konwulsyjnem drganiem. Ciekawą jest, co też mogło Rózię doprowadzić do stanu takiej nędzy i opuszczenia.
Nie śmiała wszakże pytać.
Rózia, usiadłszy na niskim stołku, oparta plecami o rozpalone kafle pieca, oddychała ciężko, przychodząc do siebie pod wpływem gorąca, panującego w kuchence. Teraz już nie zasłaniała podbitego oka, wobec Kaśki nie żenowała się wcale, odsłaniała całą nędzę swoją
Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/211
Ta strona została uwierzytelniona.