Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/213

Ta strona została uwierzytelniona.

i obił. O pobicie — to mniejsza, ale stancję zaparł i nazad wetknąć się nie mogę.
Kaśka z wielkiego zdumienia aż przysiadła na ziemi. Więc do tego doszła zuchwałość tego mężczyzny, żeby aż w mróz swoją kochankę na dwór wypędzał? Jakże się to stało?
Nie potrzebuje wszakże pytać, bo Rózia, rozpocząwszy swą opowieść, nie daje się prosić z określeniem bliższem całej katastrofy.
— Cholernik to, a nie człowiek — mówi, trąc plecy o rozpalone płyty; — z łatyndy przerobiłam na pana, na grzbiet przywdziałam szmaty, a ta kanalja, niedość że dnie całe do góry brzuchem leżał i dziury w suficie rachował, tak mnie teraz opiłował, że ani do świata, ani do porządku dostępu mieć nie mogę... Z mleczarni ci mnie wyciągnął, do kawiarni iść kazał; a że czasy były psie, to namówił, aby zmienić papiery: no! wiesz, te z glipotecznego banku! Zrobiłam ja tak i łapciuchowi sprzedałam, bo mi tak już kanalja dozierał za to, że mam składankę, a on po kotłach jada. Myślę sobie: na! weź, zatkaj pysk. Ta i wziął, sprawił sobie garnitur; ledwom wydarła na tę jedwabną suknię, coś mnie w niej widziała. Z kawiarni już wystąpiłam, bo on sam chciał, abym z nim używała państwa. I bumblowaliśmy też! bumblowali...
Urwała nagle, a mętnemi oczami zapatrzyła się przed siebie. Widocznie to „bumblowanie“ było niezmiernie miłem wspomnieniem i wymagało trochę rozwagi. Kaśka, zasłuchana, nie przerywała tego milczenia. W religijnem skupieniu słuchała słów przyjaciółki, kiwając tylko od czasu do czasu głową na znak zdziwienia.
Sąd o tej całej sprawie zostawiła na później.
— Aleśmy się naużywali — ciągnęła dalej Rózia, uśmiechając się; — jedliśmy u mej dawnej pani, żeby poznała psia jucha, kogo to miała w służbie. Wszystko na maśle, bo Feliks taki ci się wybrednik zrobił, że smalcu by w gębę nie wziął. A po obiedzie kazał sobie dawać czarną kawę i wyciągał nogi, jak jaki hrabia, a zęby wykłuwał... pedam ci! jak się na niego patrzyłam, to mnie podziwienie brało, skąd mu się taka