pańskość wzięła. Po obiedzie to czasem wołaliśmy dryndę i hajda na spacer. A Feliks bestja nogi zakładał dryndziarzowi za kołnierz i tak jechał, a tylko pluł, jak kto nas mijał. Wieczorem tośmy szli na kufel i tam się zabawiali nieraz do rana. Oj! to ci było życie!...
Kaśka uznaje za stosowne wtrącić uwagę:
— A za cóż cię wygnał, kiedyś mu takie dogodzenie sprawiała?
— Za co mnie wygnał? — woła Rózia; — psia wiara! pieniędzy nie stało, a on nabrał pańskich nawyczek i chciał sobie cięgiem zęby smarować miodem. Wydziwiał codzień, namawiał, aże...
Urwała nagle, oglądając się na wszystkie strony.
— Ty wiesz, czy nas kto nie słucha? — zapytała nagle, a niepokój marszczył bladą i zgniecioną maskę jej twarzy.
Kaśka obejrzała się mimowoli.
Cóż, u djabła, ma do ukrywania ta Rózia? dlaczego się obawia ludzkich uszów? Musiała zrobić coś złego. I mimowoli Kaśkę przejmuje trwoga, — licho wie, co popełnić mogła ta dziewczyna za namową takiego utrapieńca, jak Feliks.
Mimo to zapewnia Rózię, że są bezpieczne zupełnie. O! pan dawno wyszedł, a o panią niema strachu. Ta leży jak martwa i tylko od czasu do czasu westchnie, jak małe dziecko. Ona nic nie posłyszy.
I ciągle strwożona przysuwa się do Rózi, przyklękając tuż przy niej, aby lepiej dosłyszeć mogła. Tak jej Rózia może się zwierzyć zupełnie bezpiecznie. Ona nikomu nie wygada, — wpadnie, jak w ucho księdza na św. spowiedzi.
— Nie miałam już pieniędzy — zaczyna Rózia, kurcząc mimowoli całą swą postać. Feliks harmiderował, poszłam do grubej i... chciałam ściągnąć jej z szufladki. Gruba się w czas spostrzegła, a ja uciekłam, tylko kawałek spódnicy w rękach pana został. Mogą mnie złapać i zamknąć, nie chciałabym użyć tej frajdy, bo to się na zawsze do człowieka przylepi i nigdy już nie odstanie.
Skończyła, patrząc zdziwiona na Kaśkę, milczącą
Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/214
Ta strona została uwierzytelniona.