wrażenie. Instynktem, właściwym kobietom, przeczuła w nim zwierzę, pełne niepohamowanej namiętności, i znienawidziła go bezwiednie. Dlatego teraz pragnie odejść i febrycznie chwyta za klamkę, którą jej mały rzeźbiarz wydrzeć usiłuje.
— Nie pójdziesz tak szybko, ty ornamencie dziki! — woła, śmiejąc się szczerym, serdecznym śmiechem; niechże choć dam ci karteczkę, że list mi oddałaś.
Kaśka decyduje się zaczekać, a Wodnicki zaczyna szukać przyborów do pisania. Dziewczyna tymczasem rozgląda się po pracowni. Nigdy jeszcze nie była w takiem miejscu. Wprawdzie coś podobnego widziała już, idąc na cmentarz, ale zawsze nie było to, co tutaj.
Tam robili prości robotnicy w fartuchach, a z pod ich młotów rodziły się same święte figury. Więc Pan Jezus na krzyżu, z wiecznie jednakowo przechyloną głową; wysokie anioły w fałdzistych spódnicach, z trąbami w spuchniętych rękach; małe dzieci, przewiązane pieluszką i klęczące w bardzo niewygodnej pozie — słowem, cały ten legjon figur kamiennych, ciosanych ręką, drżącą jeszcze od wódki i ulicznej rozpusty, bez śladu natchnienia, pojęcia o prawdzie, o piękności cielesnej lub duchowej. Dla Kaśki przecież tamte wytwory sztuki były o wiele piękniejsze i bardziej przemawiające do jej trywjalnej natury, niż próbki geniuszu, napełniające pracownię Wodnickiego.
Pracownia ta mieściła się w podłużnej, wysokiej salce przeznaczonej pierwotnie do innego użytku, a za staraniem jednego z członków wydziału, a protektora małego rzeźbiarza, oddana Wodnickiemu na tak zwane „atelier“.
Była to biedna pracownia ubogiego polskiego artysty, daleka od wytwornych i bajecznych przepychów, jakimi odznaczać się zwykły pracownie zagranicznych mistrzów. Ale było tam za to bogactwo talentu, przepych próbek genjalnych, śmiałą ręką w jednej chwili tworzonych, i dostatek myśli, zakuwanych w materjał nędzny i skarżący się tem ubóstwem.
Na białych ścianach widniały kontury postaci, kreślone węglem, grzeszące czasem przeciw skrupulatnej anatomji, ale pełne życia już w swych zarysach, dla
Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/224
Ta strona została uwierzytelniona.