Kaśka z trwogą i szacunkiem spojrzała na święte figury. W małej salce zdały się jej olbrzymie, surowe, pełne grozy, nieubłaganie spoglądające na nią szarą powłoką swych źrenic. O podstawę oparte stały części pomnika sławnego historyka, zmarłego przed kilkoma laty. I na tę pamiątkę składał się naród, ale nie garstka kilkuset zfanatyzowanych mieszczan, lecz kilkaset tysięcy ludzi, którzy kroczyli po ciemnej drodze, rozświetlanej pochodnią, płonącą w dłoni wielkiego pracownika.
Pracownik ten zstąpił do mogiły przedwcześnie, ale pochodnia, zapalona jego ręką, płonie na kartach ksiąg, które za życia kreślił. I jednozgodnie rzucono się do znoszenia ofiar na pomnik dla zgasłego historyka. Nikt nie wołał, nie uderzał w wielki dzwon, nie alarmował i nie dzwonił dziadowską puszką. Szli wielcy i mali, a najwięcej mali, i nieśli grosz drobny, z którego to grosza urosła mała stosunkowo sumka, ale dla naszego ubogiego kraju stosowna. Wykonanie pomnika powierzono także jednemu z „małych“, bo zmarły szczególniej tych „małych“ ukochał, pracując dla nich, a ucząc ich „przeszłości“, w nich widział „przyszłość“ kraju.
I Wodnicki odczuł pragnienie zmarłego; dlatego przy pomniku nie stała żadna wpółnaga niewiasta, gasząca pochodnię, lub goły genjusz z pochyloną rozpaczliwie głową. On umieścił u stóp pomnika małe, drobne pacholę, czytające z księgi, zadumane nad nią, zapatrzone w karty, jak w obraz cudowny.
Pacholę to było bose i miało na sobie koszulkę, przepasaną krajką. Rysy tej dziecinnej twarzyczki nie tworzyły greckiego profilu. Była to prosta, trywjalna twarz chłopskiego dziecka, o pomierzwionej, spadającej na oczy grzywie. Tylko w zmarszczeniu brwi, w kurczowem zaciśnięciu ust domyśleć się można było budzącej się w tej głowie myśli. Myśl ta drzemała lat tyle, dlatego wstawała teraz leniwie, boleśnie jakoś, ale wstawała zawsze i, choć wolno, rozwijała się przecież.
Wodnicki, z wrodzoną sobie genjalną obserwacją, cały ten proces budzenia się ludu uwięził w tej chłopskiej dziecinie, siedzącej u stóp pomnika. Księga, z któ-
Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/226
Ta strona została uwierzytelniona.