rej dziecko czytało, nosiła tytuł jednego z dzieł zgasłego pisarza. I po cóż miał rzeźbiarz stawiać na straży pomnika genjusza z zagasłą pochodnią? Tylko twórcom dzieł znikomych, przemijających, przystoją podobne alegorje. Historyk, odsłaniając przeszłość, pracował dla przyszłości — i ta przyszłość, uosobiona w ludzie, przypadła mu do stóp pomnika.
Wzrok Kaśki zatrzymał się chwilę na tem dziecku bosem, biednem, znędzniałem. Dziewczyna z ludu odczuła mimowolnie prawdę i uśmiechnęła się do tej skamieniałej nędzy, która była jej wiernem odbiciem. I ona, będąc dzieckiem, bosa i w jednej koszuli, włóczyła się po łąkach, okalających przedmieścia. Gdy zaczęła czytać, siadała czasem pod murem fabryki z elementarzem w ręku, skurczona, z brwiami zmarszczonemi, wytężając całą swą uwagę na rozróżnienie czarnych znaczków, zapełniających książkę. Później elementarz rzuciła w kąt, bo do nauki nie miała czasu, ani nawet wielkiej chętki, ale pamięć tych dni pozostała jej na długo. Dlatego teraz stoi uśmiechnięta, wpatrzona w to szare, kamienne dziecko, które odcina się od płaszczyzny i, w wiecznem milczeniu pogrążone, przypomina jej młodość i nędzę dni minionych.
Niedaleko, oparta o drewniany koziołek, stała tablica środkowa, ozdobiona medaljonem historyka. Wodnicki uwiecznił rysy tej twarzy z całem niemal brutalnem podobieństwem. Podobieństwo to przerażało na pierwszy rzut oka, — ciało poszarpane ospą oddane zostało z jaknajdokładniejszą prawdą. Rzeźbiarz nie idealizował, nie poprawiał natury, — miał model brzydki i wiernie go naśladował. Tylko kształt głowy, czoła i wyraz ust wynagradzał sowicie ślady ospy. Było to dzieło drobne napozór, ale traktowane energicznie, śmiało, pełne brzydoty i piękności zarazem, urągające przepisanym formom, zbaczające z wydeptanej ścieżki. Dla Kaśki był to tylko „ospowaty pan...“ widziała tylko poszarpane ciało, nie bacząc na nic innego, nie czując piękności duchowej w profilu tej twarzy o ostrych, nieregularnych rysach.
Po lewej stronie sali stał olbrzymi gipsowy Samson, czekający na marmurową szatę, której prawdopo-
Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/227
Ta strona została uwierzytelniona.