uwagi, przesuwając się koło niego chmurna i zamyślona. Powoli przestała uczęszczać i za rogatki i usunęła się od towarzystwa mężczyzn, które pierwej przenosiła nad wszystko. Rzec można, że jakaś głucha nienawiść powstała w jej piersi do tych wszystkich ludzi, którym kolejno padała w objęcia, bez troski o jutro, o to co, później z nią będzie. Roztrwaniała z nimi skarby zdrowia i młodości, rozrzucając hojnie swe pocałunki i palące pieszczoty; oni czerpali tę młodość i siłę bez najmniejszych skrupułów, śmiejąc się poza jej plecami, lub rzucając jej za chwilową rozkosz posrebrzany pierścionek lub inne cacko. Dziś, gdy pozostała sama ze swem cierpieniem, żałowała gorzko zmarnowanych sił, a straszna nienawiść i bezmierny żal budził się w niej na widok dawnych swych kochanków. Oni byli ciągle zdrowi, silni, żądni zabaw, rozkoszy, nowych pieszczot i hulanek, — ona włóczyła swe wychudłe ciało, kaszląc ciężko i męcząc się wśród bezsennych nocy.
Teraz innym już wzrokiem spoglądała na Kaśkę. Zawsze była przekonana o uczciwości tej dziewczyny i przeczuwała, jaki obrót przybierze jej stosunek z Janem. Wiedziała, że czy prędzej czy później, Jan porzuci Kaśkę, bo co do tej ostatniej, to posądzić ją nie można było o opuszczenie kochanka. Marynka w swej długiej praktyce doszła do następującej konkluzji. Jeśli kobieta się nie pośpieszy i nie porzuci mężczyzny, to z pewnością zostanie w krótkim czasie porzuconą. Kaśka nie pośpieszyła się, — i została zdradzoną. Marynka, w swej pogardzie dla mężczyzn, przewidziała to wszystko i patrzyła na Kaśkę z pewnem politowaniem. Mimo tej całej złości, jaką pierwej „zionęła“ ku „tłumokowi“, śledziła zmianę na twarzy Kaśki i rozumiała powód tejże zmiany. Co więcej, wypadkiem odkryła Rózię w objęciach Jana i z dziwną zmiennością zaczęła sympatyzować ze zdradzoną Kaśką. Kilkakrotnie chciała ją przestrzedz i wskazać jej, gdzie przebywa obecna kochanka Jana, ale wrodzona każdej kobiecie delikatność nie dozwalała jej przyjść do słowa. Wypadek wszakże podburzył ją i nakłonił do sprowadzenia katastrofy. Jan od pewnego czasu stał się dla niej bardzo opryskliwym. Gdy z najwyższym wysiłkiem niosła konewkę
Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/241
Ta strona została uwierzytelniona.