niezakłócony spokój; jakaś pięść konwulsyjnie bije w cienkie, źle pospajane deski... Oboje zrywają się, tknięci jedną myślą. To nikt inny, tylko Kaśka musi być z tamtej strony ściany. Tak! to ona, w przystępie szalonej rozpaczy czepia się desek i wstrząsa niemi, pragnąc rozwalić ścianę i dostać się do wnętrza schowanka. Straszny, urywany krzyk wydobywa się z jej piersi. Jest coś zwierzęcego w tym głosie, który z przerażającą ostrością rozlega się po pustym strychu.
Jan decyduje się otworzyć schowanko, gdyż słusznie obawia się, że krzyk Kaśki i wstrząsanie ściany sprowadzić mogą przerażonych lokatorów. Otwiera drzwiczki i posuwa się ku Kaśce, która nieprzytomna prawie, zsiniała, z poszarpaną odzieżą, rzuca się ku niemu ze zdwojoną wściekłością. On wysuwa ręce, pragnąc się zasłonić przed spodziewanymi razami, ale ona odtrąca go z nadzwyczajną siłą i wpada do schowanka, gdzie stoi drżąca i przelękniona Rózia.
W jednej chwili Kaśka chwyta swą przyjaciółkę za włosy i obala o ziemię. Rozpacz, zawód doznany, dodają jej siły. Grad uderzeń spada na głowę i plecy Rózi, Kaśka traci miarę i świadomość swych czynów. Cały ból i cierpienie dni ostatnich odzywają się w niej ze zdwojoną gwałtownością.
Tę kobietę, którą szukała dniami i nocami całemi... ma ją! ma teraz pod ręką, nie wypuści ją żywą! spełni swą groźbę — zabije!... zabije!...
Jęki kaleczonej Rózi rozlegają się dokoła. Jan usiłuje oderwać Kaśkę od jej ofiary. Jakkolwiek jest silny, przychodzi mu to z trudnością. Krzyk Kaśki przemienia się w ryk prawdziwie zwierzęcy; kobieta cicha, łagodna, pod wpływem cierpienia zamienia się w hienę; Kaśka robi w tej chwili wrażenie dzikiego zwierzęcia, drażnionego w jego własnem gnieździe.
Wprędce poddasze zaczyna się napełniać ludźmi. Krzyki dziewczyn rozległy się po kamienicy i podwórku, a przytem Marynka, widząc biegnącą ku schodom Kaśkę, domyśliła się, że cała ta sprawa nie załatwi się w spokoju. Pobiegli więc wszyscy, i sługi pani hrabiny, i sklepiczarka, i niańka od tapicerów, mamka od stolarza, nawet sama stolarka i tapicerka. Poddasze pełne było
Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/247
Ta strona została uwierzytelniona.