— Na tobie ślub! ty jezuitko! — gdy nagle urywa i, zmarszczywszy brwi, spogląda ku wejściu.
Pomiędzy tłumem kobiet ukazują się nagle dwa ciemne mundury, błyszczące podwójnym rzędem guzików i złotą blachą półksiężyców policyjnych. To Marynka, w przystępie gorliwości, pobiegła po policję, widząc w rządowej interwencji najwłaściwsze rozwiązanie całej tej sprawy. Kobiety rozsunęły się ze szmerem, a obaj „policaje“ postąpili na środek strychu. Jan, w pierwszej chwili niezmiernie zmieszany, odzyskał przytomność. Policaje byli jego dobrzy znajomi i nieraz wypili bruderschaft, pomimo odmiennych zapatrywań Jana. Kieliszek jednak godził ich wyznania wiary — cesarsko-królewscy słudzy przyznawali się do przyjaźni w wiecznej opozycji będącego stróża.
Ponieważ jednak „skandal“ miał miejsce, a oni byli reprezentantami władzy, trzeba było wymierzyć sprawiedliwość i zabrać kogoś na „inspekcję“. Taki był naturalny bieg rzeczy.
Jan wprędce zrozumiał, co mu czynić wypada. Szybko wskazał na leżącą na ziemi Kaśkę, dodając, że ta dziewczyna, upiwszy, się przyszła na strych, wszczęła z nim kłótnię i porwała się do bicia...
— Niech pan podkomisar weźmie ją do bezyrku, to się wytrzeźwi, bo to taka psia noga, że ludziom spokojnie przejść nie da — zakończył, trafiając w słabą strunę starszego policjanta, którego zatytułował nieistniejącą nazwą „podkomisara“.
Pogłaskany w swej próżności policjant skinął uprzejmnie głową w stronę stróża i, kopnąwszy Kaśkę, nakazał jej podnieść się natychmiast.
Ona usłuchała w milczeniu i podniosła się z najwyższy wysiłkiem, zwracając ku swemu kochankowi pobitą i pokrwawioną twarz, na której nie pozostało już śladu niedawnej wściekłości. Tylko najwyższy ból i cierpienie zarysowały się w jej oczach, gdy policjanci, otoczywszy ją, popchnęli ku wyjściu. Zrozumiała wprędce, że prowadzić ją będą „na policję“ — prowadzić wśród zbiegowiska gawiedzi, jak pijaczkę, jak ostatnią z ostatnich, wziętą z bójki ulicznej!
Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/249
Ta strona została uwierzytelniona.