Tak — było to tylko zwierzę, zniszczone już, nawet niezdatne jako siła robocza, źle wyrośnięte i znające doskonale drogę do gmachu cesarsko-królewskiej policji.
— Nazwisko i imię? — zapytał ostro pan Rimotat, wlepiając swe małe oczka w idjotyczne źrenice chłopca i starając się nadać swemu wzrokowi przenikliwość, właściwą najbystrzejszym agentom policyjnym.
— Piotrek Szarzak.
— Lat?
— Piętnaście.
— Żonaty? wolny?
— Ale skądże, panie komisarzu!
— Karany policyjnie?
— A jakże!
— Za co?
— Nie wiem!
Indagacja, prowadzona w ten sposób, trwała dość długo. Szarzak uparcie wypierał się kradzieży postronków, którą mu zarzucano, — pan Rimotat z równym uporem wmawiał weń ten występek, obsypując chłopca gradem obelg i wymysłów.
Wreszcie Szarzak umilkł. Błędnym wzrokiem powiódł po ścianach i nakoniec wyrzekł zmęczonym głosem:
— Niech tak!
Od wczoraj nie jadł nic, ginął ze znużenia i głodu. Pod wpływem tych dwóch czynników wziął na siebie czyn, którego może nie popełnił. Kradzież kilku łokci zbutwiałych postronków nie była tak ciężkiem przestępstwem, ażeby przez nie młody chłopak zatracał poczucie godności osobistej, będąc traktowany przez urzędnika i policjantów narówni z dojrzałymi, zatwardziałymi przestępcami. Nie pytano go o powód kradzieży, nie badano przyczyny, którą, kto wie, może był głód, — ale mówiono mu: „łajdaku! złodzieju!“ bito go w kark, jak zwierzę, popychano, nadawano mu piętno kryminalisty — pasowane na zbrodniarza.
Wśród panującej teraz w obu izbach ciszy słychać było tylko skrzyp pióra pana sekretarza, spisującego akt oskarżenia, wraz z dodatkiem, że przestępca przyznał się do winy.
Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/263
Ta strona została uwierzytelniona.