wyciągnęła ręce w stronę bramy. Nowe życie budziło się w niej, druga istota niepewnemi ruchami dawała znać o swem istnieniu... ożywiała się w tę noc chmurną, ciemną, pod wpływem nędzy i cierpienia.
Kaśkę, pomimo zimna, pokrył pot — zęby zacięła konwulsyjnie... pomimo swego niedoświadczenia, instynktem, właściwym samicom, odgadła i zrozumiała, co się w niej działo. Miała zostać... matką!.
Stała tak długo na środku chodnika, czerniąc się, jak słup wbity w ziemię. Nie ona jedna teraz cierpiała nad niegodziwością Jana. Miała towarzysza niedoli, który wstrząsał jej łonem, rwąc się na świat do cierpień i głodu...
Poza bramą zaległa cisza.
Jan, znużony, upadł na posłanie i chrapał, śpiąc smaczno. Kaśka przedstawiała go sobie w tej ciasnej a przecież zacisznej komórce, otulonego w ciepłą derkę, którą się na noc owijał. Ona przecież drżała z zimna i wewnętrznego wzruszenia. Znużona głowa bezwiednie szukała oparcia, ochrony. Szeroko rozwartemi oczami wpatrywała się w czarną masę bramy, ręce jej kurczowo przyciskały drgające łono. Z poza zaciśniętych warg wybiegało tylko jedno słowo, powtarzane z uporem, graniczącym z obłędem:
— Dziecko! dziecko!
∗ ∗
∗ |
I zaczęły się teraz dla Kaśki dnie najstraszniejszej nędzy i niedoli. Budowski, powiadomiony o wszystkiem, napisał jej odpowiednie świadectwo w książeczce służbowej, piętnując ją tem samem na najnikczemniejszą istotę. Nie zastanawiał się nad powodami błędu, nad okolicznościami, które ten błąd stworzyły. Nie rozumował również, że podobnem świadectwem strąca dziewczynę w przepaść, a odbierając jej możność zarobku, zmusza niejako do zapisania się w rzędy prostytutek lub złodziejek ulicznych.
Budowska również nie troszczyła się o dawną swą powiernicę. Gdy Kaśka przyszła wreszcie zabrać swój kuferek i upomniała się nieśmiało o książkę służbową