która miała rozlegać się niedługo w przestrzeni i trwać zaledwie... jedną wiosnę.
Kaśka wlokła się bezmyślnie po ulicach zaciskając na piersiach fałdy podartego kaftanika. Zaczepiła już kilka podobnych sobie nędzarek, pytając, czy nie mogą jej nastręczyć zarobku. Wzruszyły ramionami i odpowiedziały, że same dni kilka nic w ustach nie miały. Później wszakże miały nadzieję dostać zarobek przy budowie lub reparacji domów, albo przy roznoszeniu kwiatów po ulicach miasta. Magistrat potrzebował dawniej także kobiet dla uprzątania śniegu na ulicach, teraz czynność tę pełnią więźniowie pod strażą dozorców. Odpadł więc w ten sposób dobry zarobek, bo przynoszący dziesięć centów dziennie.
Kaśka powlokła się dalej. Na niebieskiej tablicy rozkładał się napis „Pralnia zagraniczna“. Kaśka przesylabizowała pierwsze słowo i wsunęła się w bramę. Na dziedzińcu kręciły się kobiety, wylewając błękitną wodę lub szumiące mydliny. Z niskiej oficynki dochodziły wybuchy śmiechu lub kłęby pary. Kaśka wkrótce stanęła na progu pralni. Cichym i urywanym głosem prosiła o zajęcie, choćby o pozwolenie noszenia wody.
Ale wprędce musiała się cofnąć. Sama właścicielka, przy pomocy swych pracownic, obrzuciła ją całym potokiem obelg, mianując ją „obdartą włóczęgą, czyhającą tylko na cudzą własność“. Rzeczywiście, łachmany Kaśki nie wzbudzały zaufania, a każdemu z patrzących na tę dziewczynę ludzi nasuwało się jedno pytanie:
— Dlaczego taka silna i rosła, a napozór zupełnie zdrowa kobieta włóczy się bez zajęcia po ulicach, zamiast wziąć się do pracy?..
Nikomu wszakże nie przyszło na myśl, że droga pracy była dla Kaśki zamknięta. Służba — przez złe świadectwo, nakreślone w książce, inne zajęcia — dla braku miejsca, lub przez łachmany, okrywające jej ciało.
Z poza wystawy rzeźnickich sklepów, pomiędzy zielenią i różową barwą azalji, piętrzyły się stosy mięsiwa, trzęsły żółtawe galarety, mieniły się rozmaitymi kolorami salcesony. Była to czysta ironja, jakby urągowisko dla nędzarzy, stojących na wąskim trotuarze i pa-
Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/279
Ta strona została uwierzytelniona.