rym czernił się skurczoną masą konfesjonał, błyskający ze swego wnętrza białą komeżką siedzącego tam księdza.
Jakaś kobieta, czarno ubrana, klęczała u kratek, zanosząc się z płaczu.
Z ust księdza wybiegały słowa, rzucane pośpiesznie, przyciszonym głosem. Chwilami przecież szept ten stawał się głośniejszym i można było rozróżnić kilka wyrazów:
— W Bogu szukaj pomocy!... Bóg pociechą jedyną...
Kaśka pochyliła głowę.
Tak! ona była winną bardzo. Niedość, że zgrzeszyła, — zamiast oczyścić się z grzechu, ona trwała w swej hańbie, odwracając się od Boga, który mógł dać jej pomoc i pociechę.
W prostym a praktycznym umyśle głodnej i opuszczonej dziewczyny pomoc ta rysowała się w doraźnem otrzymaniu jakiejkolwiek pracy, a przedewszystkiem ciepłej strawy, która mogłaby zaspokoić głód, trapiący ją od kilkunastu godzin. I pod tem wrażeniem postanowiła przystąpić do konfesjonału, aby złożyć u stóp księdza ciężar swych grzechów, a natomiast otrzymać jakąś pociechę i pomoc w swej niedoli.
Zapłakana dewotka, po kilkakrotnem ucałowaniu tłustej ręki spowiednika, usunęła się w głąb kaplicy, wydając ciągle przytłumione westchnienia.
Bóg pociecha jedyna!...
I pod tą dewizą, z tą myślą przewodnią, rozpoczęła Kaśka swą spowiedź. Uklękła na niewygodnych stopniach, drżąc cała ze wzruszenia. Tak dawno nie wsuwała się do ciemnej głębi konfesjonału! Tak dawno nie zbliżała się do kratek, które przejmowały ją zawsze jakiemś nieokreślonem uczuciem przestrachu. Dziś przecież przestrach ten łagodziło o wiele rzewniejsze uczucie, jakaś chęć opowiedzenia swej niedoli, cierpień przebytych, pragnienie dobrego słowa, porady, pomocy, którą u stóp ołtarzy jeszcze od dziecka jej ukazywano. I z sercem przepełnionem żalem, ze szczerą i prawdziwą skruchą za błąd popełniony, rozpoczyna swą spowiedź w prostych słowach, nie kryjąc nic aż
Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/281
Ta strona została uwierzytelniona.