dza, głód i to dziecko, szarpiące się w jej łonie, nie jest dostatecznem cierpieniem do zmazania jej winy? Czyż jeszcze więcej cierpień fizycznych i moralnych ma spotkać ją za chwilę fikcyjnej roskoszy, która w jej nędznem życiu zaświeciła, jak błędny ognik wśród trzęsawiska?
Ksiądz odmawia jej rozgrzeszenia i, ostrym głosem naznaczając pokutę, każe modlić się i błagać Boga o miłosierdzie. Poczem wychodzi z konfesjonału, nie spojrzawszy nawet na skurczoną na schodkach dziewczynę. Ona mimowoli wyciąga za nim rękę i ze ściśnionego gardła wymykają się słowa:
— Proszę księdza!... proszę księdza!...
Chce go prosić o jakąś robotę, chce mu powiedzieć, że doba cała upływa, a ona w ustach nie miała nic, oprócz wody, że...
Ale napróżno. Ksiądz odchodzi w stronę zakrystji, wyprostowany, sztywny w swej sutannie i białej komeżce, oszytej szeroką koronką. Spełnił swój obowiązek. Odmówił rozgrzeszenia grzesznicy, poza tem nie ma nic do spełnienia.
Kaśka pozostała sama.
A więc i Bóg jej nie chce! i Bóg ją odtrąca przez usta księdza, rzucającego jej, zamiast pomocy i pociechy, jedno straszne słowo:
Pokuta!...
W umyśle kobiety powstaje nagle chaos nieopisany. Gdzież jest ten Bóg miłosierny, który żałującym przebacza, nagich przyodziewa, głodnych karmi? Wszak ona, żałująca, obdarta, głodna, przywlekła się w mury świątyni, aby tu, wśród złoconych aniołów i puszek z napisami „dla biednych“, znaleźć lekarstwo na swe cierpienie. Pomimo przecież żalu i skruchy, odtrącono ją, uznając jej cierpienia jako karę niedostateczną za danie życia jeszcze jednej istocie, za wypełnienie celu, do którego stworzoną została. Kazano jej pokutować, zapomniawszy, że w urodzeniu dziecka leży najsroższa męczarnia, pokuta za grzechy całego życia. Jeden krzyk konającej w bólach rodzenia grzesznicy czyż może się równać z całą kwartą łez, wylanych w samolubnem zamknięciu przez pokutującą dewotkę?
Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/283
Ta strona została uwierzytelniona.