Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/285

Ta strona została uwierzytelniona.

wosku do ust i żuje go, łudząc się, iż posila się jakąś strawą. I znów zaczyna odmawiać szczerze pacierze, ale ogarnia ją nagła senność, której oprzeć się nie może. Oczy jej zamykają się mimowoli, serce bić przestaje — i Kaśka osuwa się na ziemię, zemdlona, nieprzytomna cisnąc w ręku okruchy wosku.
Padając na ziemię, szepcze jeszcze:
— Odpuść nam nasze winy...
Prośba ta pokorna rozbrzmiewa wśród sklepienia, jak rozpaczliwy jęk zanadto dręczonej istoty. Kaśka leży wciąż nieruchoma, straszna swą bladością i nędzą, kąpiąc obdarte łachmany w różnokolorowych promieniach światła, zaściełających posadzkę. Ponad nią Chrystus, surowy, wybladły, z twarzą ascety, zdaje się powtarzać słowa swego sługi:
— Pokuta! pokuta!

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .


— Teraz już panna możesz iść do domu.
Kaśka podnosiła się z kuferka, na którym siedziała, i postawiła wypróżniony talerz na ziemi.
Stojący przed nią staruszek brząkał niecierpliwie pękiem kluczy, trzymanych w pokręconych od reumatyzmu palcach. Znalazł Kaśkę na podłodze kościelnej nieprzytomną, martwą prawie. Przyszedł właśnie zamykać kościół, gdy potknął się o tę dziewczynę, leżącą na podłodze, jak kawałek drzewa. Przy pomocy dwóch posługaczy kazał ją przenieść do swej izdebki i otrzeźwił po długich staraniach. Staruszek miał dobre serce, które nie zasklepiło się w fanatycznem, a samolubnem życiu i klepaniu pacierzy. Talerz ciepłej zupy i kawałek chleba był najlepszem dla osłabionej dziewczyny lekarstwem. Podzielił więc swój obiad na dwie części i jednę wlał prawie przemocą w zaciśnięte gardło Kaśki. Ona, pod wpływem ciepła, panującego w izdebce, przyszła powoli do siebie; odpoczęła, a teraz, milcząc, zabierała się do odejścia. Wiedziała, że był to przytułek chwilowy i że prędzej czy później opuścić ten kącik musi.