sób, na jaki, według swego mniemania, zasłużyła. Ale Wodnicki, cały przejęty swą pracą, nie widział w niej „kobiety“, był to dlań model tylko, model dobry, prawdziwa, rzadka okazja, trafiająca się w znacznych odstępach u nas, gdzie pozowanie jeszcze nie ma żadnego pomiędzy zarobkami miejsca. Do tej chwili Wodnicki musiał pomiędzy kolegami szukać męskich modeli, kobiece zaś postacie zbierać w zaułkach i brudnych knajpach, pomiędzy kontyngensem ostatniego rzędu istot. Jedną tylko leśną rusałkę wykuł z ubogiej dziewczyny, pełniącej obowiązki służącej u jego bratowej, dziś druga kobieta w osobie Kaśki staje na podwyższeniu, skleconem z lichych desek, i czerwieni się żywą skórą w blaskach wiosennego poranka. Gorączkowo więc zabiera się do roboty i pracuje już całą godzinę; Kaśka, widząc go tak rozsądnym, uspakaja się powoli. Widocznie ten pan jest bardzo rozsądnym, gdy nie krzywdzi jej, pomimo, że tak naga stoi przed nim i bez żadnej obrony.
Nagle, drzwi pracowni otwierają się z trzaskiem. Do wnętrza wchodzi człowiek, który od progu zaznacza swój dziwaczny charakter i chęć pozowania na oryginała. Kapelusz przekrzywiony na jedno ucho, ręce w kieszeniach od krótkiego sakpalta, nastrzępione pod nosem wąsiki, wzrok niepewny, biegający z jednego przedmiotu na drugi — słowem, całe dziwactwo, wysilone, sztuczne, nadaje mu cechę, jakiejś marjonetki, poruszanej sprężynkami.
Ten pan wszedł nagle do pracowni, gwiżdżąc i śpiewając oklepanego walczyka. Przekrzywiwszy lepiej kapelusz, zbliżył się do Wodnickiego, a podając mu protekcjonalnie chudą rękę, wyrzekł krótkim, urywanym głosem:
— He! cóż? pomnik dla historyka? zrobiony? skończony? przychodzę obejrzeć... gdzież jest?
W całem wzięciu, w formie wysłowienia się znać było chęć imponowania tłumowi. Te krótkie, urywane frazesy miały olśniewać słuchaczy, jak promieniste bomby, wyrzucane wśród nocnej pomroki.
Wodnicki wszakże nie przerywał swej pracy. Krzyknął tylko na Kaśkę, która, na widok obcych,
Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/293
Ta strona została uwierzytelniona.