Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/301

Ta strona została uwierzytelniona.

— ściągała, milcząc, podarty kaftanik i zrzucała podartą spódnicę. Poczem owijała się draperją z perkalu pozostawiając Wodnickiemu ułożenie fałdów. Spokojne zachowywanie się rzeźbiarza, przejętego do głębi tworzeniem nowego dzieła, oddziaływało na nią zbawiennie. Nie drżała już febrycznie, wchodząc na podwyższenie; zrozumiała, że może być spokojną wobec tego chłopca, którego drobne, gorące ręce dotykały jej obnażonych członków, nie sprawiając jej przecież uczucia przestrachu. On, cały oddany swej pracy, z gorączkowemi rumieńcami na twarzy, zapominał o krwi i zmysłach. Nagość Kaśki nie drażniła go — pragnął tylko stworzyć arcydzieło... drżał cały pragnąc wykonać je jaknajśpieszniej.
Całe rano trawiła Kaśka na pozowaniu, popołudnie spędzała w zakrystji kościelnej, szorując podłogi, myjąc okna, zmiatając ze ścian pajęczyny.
Staruszek dotrzymał słowa, zapewniając jej dziennie kilkanaście centów zapłaty. Musiała ciężko pracować, zgięta wpół, maczając swe kolana w kałużach brudnej wody. Wodnicki dał Kaśce czterdzieści centów po pierwszem posiedzeniu, reszta zaś pozowania odbywała się... na kredyt. Kaśka upominać się nie śmiała, rzeźbiarz był dla niej bardzo dobrym, żartował tylko czasem z jej głupoty — a zresztą bała się stracić tego noclegu, który miała w pracowni dozwolony. Był to zawsze kąt nad głową — i to coś znaczy. A może Wodnicki razem całą zapłatę odrazu uskuteczni? Kto to wiedzieć może!
W zakrystji spotykała czasem księdza, który ją spowiadał. Poznała go odrazu po zapachu mięty, która rozchodziła się wiecznie dokoła tego człowieka. Brzydki, ospowaty, z twarzą bezbarwną, modlił się, sycząc, oparty o aksamitny, wytarty klęcznik. Kaśka szorowała wówczas mosiężne ozdoby u szufladek szafy i ręka jej drżała na samą myśl, że ksiądz może ją poznać i zapytać, czy pokutę odprawiła w całości. Kaśka była tak znużona całodzienną pracą, że nie była w stanie odmówić nieskończonej ilości pacierzy, przepisanej przez księdza. Zresztą, te nagie posągi, bielejące wśród nocnych cieni, nie usposabiały ją do modlitwy. W poło-