konwulsyjnie usta nie wróżyły nic dobrego. Wyraz twarzy miała ten sam, z jakim porwała Rózię za włosy, tam wysoko, w ciemnej komorze poddasza. Wreszcie długo maltretowane zwierzę podniosło głowę, — szukała sprawcy swych nieszczęść, czaiła się nań, jak zwierzę drapieżne, ranione boleśnie.
Szczęściem przecież dla Jana, z bramy domu wybiegła Marynka i przy bladem świetle latarni zwróciła uwagę na tę wielką postać w łachmanach, stojącą nieruchomo przed bramą. Obdarta kobieta przypomniała Marynce Kaśkę. Zbliżyła się szybko i odrazu poznała „tłomoka z trzeciego“, jak dawniej Kaśkę w kamienicy nazywano. Kaśka, nie rada temu spotkaniu, odwróciła szybko głowę, ale Marynka chwyciła ją za spódnicę.
— Kaśko, to ty? cóż ty tutaj robisz?
Nie mówiła jej, jak zwykle, „panno“ — czuła, że nazwa ta byłaby śmieszną wobec łachmanów, okrywających ciało spotkanej. Kaśka spojrzała na mówiącą ponuro, z pod brwi zsuniętych, ale nie odpowiedziała ani słowa.
— Jeśli czekasz na tego urwipołcia Jana — zaczęła mówić Marynka, zgadując z przenikliwością, właściwą kobietom, powód zjawienia się Kaśki, — to nie doczekasz się tak prędko. Mamy już innego stróża, a ten łajdak poszedł służyć gdzieindziej. Takie ciągle romanse po piętrzakach prowadził, to z tą, to znów z inną, że furtem były awantury. Bez to go wygnali i recht mieli... niech kobiet nie zaprzepaszcza ten postrunek szubieniczny.
Kaśka opuściła głowę na piersi.
Cała gorączkowa chęć zemsty rozwiała się w jednej chwili. W sercu czuła tylko ból dojmujący na myśl, że Jan bałamucił się ciągle, podczas gdy ona cierpiała tak bardzo, bardzo...
Marynka pociągnęła Kaśkę we framugę bramy. Zaczęła od opowiadania o sobie, o swem zdrowiu, które psuło się z dniem każdym, o przykrym, suchym kaszlu, dręczącym ją po nocach. Potem z szybkością, właściwą tej zmiennej naturze, zwróciła swoję uwagę na Kaśkę i starała się dowiedzieć o wszystkiem, co spotkało dziewczynę od chwili pójścia do cyrkułu.
Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/312
Ta strona została uwierzytelniona.