Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/317

Ta strona została uwierzytelniona.

mogła być nieopłacalną teraz, gdy dobrych, silnych mamek brakowało coraz bardziej. Dlatego po chwilowej pauzie zwróciła się ku drzwiom, a roztwierając je, wyrzekła niemal rozkazująco:
— Wejdź panna!
I Kaśka wstąpiła poza ten próg, który przebyć gorąco pragnęła. Na samym wstępie przecież cofnęła się mimowolnie. Stłumiony, bolesny kobiecy jęk powitał ją w progu. Jęk ten wydostawał się z izdebki, której drzwi szczelnie były zamknięte. Według wyrachowania Kaśki, okno przysłonięte rozdartą zasłoną należało właśnie do tej izdebki. Któż mógł jęczeć tak żałośnie poza temi drzwiami, poza tem oknem, które pokrywał rodzaj śmiertelnego całunu, znaczonego świetlanym znakiem krzyża?... Kaśka stała w progu, wsłuchując się w te jęki.
Instynktem, wrodzonym każdej kobiecie, zrozumiała znaczenie tej bolesnej skargi. Sznaglowa rozmawiała jeszcze z Marynką, stojąc we drzwiach, zwrócona twarzą na zewnątrz.
Nagle drzwi izdebki otwarły się z trzaskiem. Młode, zaledwie czternastoletnie dziewczę, bose i odziane nędzną, podartą spódniczką, wypadło na środek sieni. Nie uważając na Kaśkę, pobiegła ku Sznaglowej, a pociągnąwszy ją za suknię, zawołała:
— Matka! chodź!... nieżywe.
Sznaglowa odwróciła się szybko.
— Czego wrzeszczysz! — wyrzekła, kierując się w stronę izdebki; — masz klucz od komody, idź po papier i po szpilki, a nastaw też garnuszek rumianku dla chorej.
Domówiwszy tych słów, podała małej dziewczynie niewielki kluczyk i znikła we drzwiach izdebki.
Dziewczyna z szelestem i hałasem otworzyła drugie drzwi po przeciwległej stronie i wbiegła do drugiej połowy domu. Kaśka, zapomniana przez wszystkich, oparła się o ścianę i patrzyła strwożona przed siebie.
Cicho było teraz dokoła. Jęki ustały, słychać było tylko krzątanie się Sznaglowej po izdebce.
Nieżywe!