na niedzielę zmieniała pościel dziecka i kąpała je w ciepłej wodzie. W niedzielę, na komódce stało przygotowane świeżuchne mleko, cukier i woda ryżowa. W zwykłe dnie dziecku podawano nieświeże mleko, zaprawne rumiankiem, a czystość gumowego smoczka pozostawiała wiele do życzenia. Sznaglowa wiedziała przecież, że biedna nauczycielka w dzień powszedni nie zajrzy na Glinianki, a dziecko poskarżyć się jeszcze nie może. Madi miała tyle do czynienia w całym domu, że specjalnej uwagi biednemu niemowlęciu poświęcić nie mogła. Chwytała je czasami tylko i huśtała wysoko, jak lalkę, śpiewając przytem wiedeńskie piosenki. Dwoje innych dzieci radziło sobie za to jak mogło, włócząc się po całym domu, blade, bezkrwiste, z wielkiemi brzuchami i głowami podobnemi do dyni. O najstarszym, trzyletnim chłopczyku, matka zapomniała zupełnie. Odjechała z miasta, urodziwszy to dziecko, i nie dała więcej znaku życia o sobie. Była to córka jakiegoś rzemieślnika, która później zapewne wyszła za mąż i była wzorową matką rodziny. Sznaglowa złościła się nieraz po swojemu na ten ciężar, rzucony jej na ręce, choć bardzo często zapominała zupełnie o egzystencji chłopca. Dziecko było ciche, nieśmiałe, jakby przybite jakąś wielką troską, która mu mózg tłoczyła. Radziło sobie samo, żywiąc się obierzynami, kośćmi, ogryzkami owoców, jedząc wszystko, co się po ziemi walało, jak młode szczenię, tułające się bez pana. O jedzenie nie upominało się nigdy, jakby czując, że w domu tym obcym nie było dlań przy stole miejsca, ani prawa. Nie śmiał się nigdy ten blady chłopczyk o wielkich niebieskich oczach i tulił się zawsze w najciemniejsze kąty, aby nie spotkać Finy, nienawidzącej go wyjątkowo. Gdy czytała „Marcina podrzutka“, kopnęła go silnie za to, że włażąc na schodki, uczepił się jej sukni. Chłopiec spadł ze schodków i od tej chwili unikał tej panny, która tak źle nań patrzyła. Średnie dziecko, dziewczynka jasnowłosa, skrofuliczna i źle zbudowana, siedziała dnie całe na piasku ogródka, grzejąc w słońcu swe wykrzywione nogi i obrzękniętą szyję. Była to sierota — matka jej zmarła w tym samym domku po strasznych i długich męczar-
Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/323
Ta strona została uwierzytelniona.