kach siedziały często postrojone świątecznie dziewczęta, i one to skłaniały wypomadowanych lowelasów do obrania powyższej drogi.
Kaśka, przychodząc dziś do ogródka, zapomniała o tych nieproszonych gościach. Gdy posłyszała szelest poza sobą, zapóźno było już uciekać, musiała pozostać, leżąc na trawie, okrywając się o ile możności najszczelniej chustką. Sądziła, że ludzie ci przejdą i pozostawią ją w spokoju. Pomyliła się jednak w rachubie. Była to gromadka jakichś młodych zuchów, noszących z fantazją swe surduty świąteczne. Olbrzymie fontazie w jaskrawych kolorach zdobiły ich szyje, a gorsy u koszul tych panów uderzały zdaleka śnieżną białością. Szli, śmiejąc się i rozmawiając głośno, pewni siebie, zadowoleni, jakby wyruszali na podbicie świata. Nadzwyczajne krawaty powiewały szerokiemi szarfami pod świeżo wygolonemi brodami tych panów. Szli z fantazją, pogwizdując i śmiejąc się głośno. Przeszli mimo Kaśki, patrząc w stronę Glinianek i plując w głębokie doły. — Jeden wszakże oderwał się od gromadki. Dostszegł dziewczynę i podbiegł ku niej z gotowym żartem na ustach. Ta tęga dziewka, leżąca w trawie, ukryta prawie w fałdach chustki, zaciekawiła go. Uśmiechnięty, rozbawiony, stanął przed nią, oblany całą strugą błyszczącego w górze słońca, i pochylił się nawet, aby uszczypnąć śpiącą napozór dziewczynę, bo Kaśka zamknęła oczy, jakby czując zbliżające się niebezpieczeństwo. Lecz żart zamarł mu na ustach, gdy nagle ujrzał twarz dziewczyny. Chwilowo zmieszał się nawet, a wyciągnięta ręka opadła wzdłuż ciała.
Stał tak chwilkę, jakby wrośnięty w ziemię, pomimo że towarzysze zniknęli już poza płotkiem przyległej posesji. Tylko ich młode a już chrapliwe głosy wybiegały z pomiędzy drzew, tworzących poza płotem dość gęstą zieloną ścianę.
Kaśka, sądząc, że wszyscy już znikli, otworzyła oczy. Wzrok jej padł na stojącego przed nią mężczyznę. Fala krwi uderzyła jej do głowy. Poznała Jana.
Oczy ich spotkały się. Źrenice kobiety, czerwone od łez, wylanych podczas bezsennych nocy, podkrążone sinemi obwódkami, wpatrzyły się w świecące zdrowiem
Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/332
Ta strona została uwierzytelniona.