rozpustą dziewczyny, ale mała ich liczba nie zdołała nastarczyć wszystkim potrzebom. Robiły co mogły, czuwając noc całą. I była to prawdziwa modlitwa taka noc bezsenna, spędzona wśród jęków i skarg cierpiących istot.
Po korytarzach zalegały cienie. Tylko małe lampki, wiszące u stropu, rzucały mdławe blaski na ściany bielone, na których gdzieniegdzie czernił się krzyż drewniany. Tylko czasem wśród tej ciszy otwierały się zwolna drzwi którejkolwiek sali i wysuwał się orszak, złożony z kilku osób, niosących owinięte w prześcieradło, sztywne i martwe ciało. Zwłoki te składano na noszach, do których dorobiono kółka, i ten wóz pogrzebowy posuwano cicho wzdłuż korytarza po wojłokowym chodniku. Trup przesuwał się przed zamkniętemi drzwiami sal, żegnając się milcząco z towarzyszkami niedoli, a w bladem świetle lamp rysowały się ostre kontury wychudłych członków, zakrytych prześcieradłem. Był to pogrzeb opuszczonych, zapomnianych nędzarek, o które nikt się nie troszczył i za któremi nikt płakać nie miał...
— Janie! Janie!
W tej pustej, ciemnej prawie sali strasznie rozlegał się jęk obłąkanej. Ona, która sama przed sobą wstydziła się przyznać do przywiązania dla człowieka, który ją zgubił, w tej strasznej chwili skonu wołała go bezustannie. Imię jego powracało ciągle na jej drżące wargi, przechodząc chwilami w przeciągłe wycie konającej samicy. Imię to zagłuszało Psalmy pokutne, które próbowano czytać przy łożu tej bezprzytomnej grzesznicy, — dominowało ono nad wszystkiem, przytłaczało wszystko i ciągle, ciągle wzbijało się w górę, jakby oznajmiając ten wieczny triumf mężczyzny nad kobietą, nawet w chwili ostatnich jej męczarni.
Z głową w tył pochyloną, z włosami rozrzuconymi na twardej, ceratowej poduszce, z oczyma wlepionemi w przestrzeń, ten trup żyjący, ta wspaniała istota, zdruzgotana i unicestwiona dla igraszki męskiej, wołała go przecież, wołała go jeszcze!.. przebaczając mu cierpienia, oszalała w swem przywiązaniu, jak pies,
Strona:Gabrjela Zapolska-Kaśka-Karjatyda.djvu/350
Ta strona została uwierzytelniona.