Pochyla się także kunsztownie, jak ten, który dużo mówi na trybunie, wspierając się znużony na w kułak złożonych rękach.
Tymczasem mąż polityczny właściwie nie odzywał się do tej chwili nigdy.
— „Na komisjach właściwie!“ — odpowiada skromnie, pytany przez niedyskretnych.
Lecz zawsze przedstawia on tu to coś wyższego, niedościgłego, coś trącącego wonią jakby przedpokojów Burgu — coś, co na przeciętnych śmiertelników spada w formach bardzo uproszczanych, jako policja, podatki i tym podobne. Ma swój szyk i działa zwłaszcza na taką Marylę.
Wyciąga ku mnie ręce, garnie się, jubiluje cała w swej obcisłej vieux rose sukni, narzuconej koronką...
— Tu, koło mnie!...
Zatapia w niego oczy. On uśmiecha się dobrotliwie. Jest to jeden z tych mężczyzn, którzy pozwalają się kochać.
Odczuć to zaraz można w sposobie, w jaki usiadł i czeka, aby się nim zajęto. Podniósł wysoko głowę i łaskawie odpowiada na pytania, ogniowo skierowane ku niemu.
— Cóż tam w Wiedniu?....
Maryla opiekuńczo przecina odpowiedź:
— Nie, nie... proszę odpocząć. Oto koniak, kanapki! On zmęczony! Później!...
— Zajmijcie się sobą!
W gruncie rzeczy odgaduje u Czyńskiego zawisłe na ustach pytanie:
— Cóż Wiedenki?
A że jest zazdrosna o swoją władzę, a raczej cień owej władzy, nie chce tracić iluzji i wywoływać widma owych Wiedenek, szerokich w biodrach i piersiach, odzianych jak papugi i upędzających się wzdłuż Kärntnerstrasse i Grabenu z zaciekłością, godną lepszej sprawy.
Powoli wszystko wraca do normy.
Ręce znikają pod obrusami — jakiś przytłumiony chichot wyrwie się czasem. Jeden Ali błądzi bezczynnie poza krzesłami, przyzywany lub odpędzany w razie potrzeby. Kolacja idzie swoim trybem, niewyraźna i niesympatyczna. Nie jest to orgia, a przecież czuć, że dzieją się tu rzeczy nieprawidłowe i niedozwolone. Od czasu do czasu rozmowa staje się ogólną — jakby ci wszyscy czuli się w obowiązku uczynić coś dla zamarkowania swej przyzwoitości. I zaraz potem głosy się ścinają i rozchodzą, aby zanikać w szept, przecinany chichotem.
Rena jednak, która zawsze doskonale nastrajała się na ten fałszywy ton udanej wesołości, dziś przybrała zupełnie inny
Strona:Gabrjela Zapolska-Kobieta bez skazy.djvu/076
Ta strona została przepisana.