mieniała niewyraźnie, jakby przesycona światłem jakiejś pasji, trawiącej ją wewnątrz.
Rena zastanawiała się teraz z całą przytomnością, co jej czynić wypada. Czy drgnąć, rzucić się i przyznać się w ten sposób, że dotknięcie Halskiego oddziaływa na nią zmysłowo, czy raczej udać, że nie czuje nic i że Halski nie ma nad nią pod tym względem przewagi. Szybko wybrała ten drugi system.
Wydał jej się lepiej prowadzący do celu.
Z nieporównaną ironią zwróciła się ku swemu partnerowi:
— Czy pan zechcesz usunąć swoją rękę? — zapytała wyniośle — przeszkadza mi — i bez tego jest dosyć gorąco!
Zmieszał się. Szedł najczęściej drogą brutalnych i śmiałych gestów i to udawało mu się wobec innych kobiet znakomicie. Rena tak doskonale zagrała wobec niego komedję zupełnego chłodu, iż uczuł się zderutowany.
— Przepraszam! — wyrzekł zmieszany.
— O! Nic nie szkodzi! — odparła, powstając od stołu — zdawało się Panu, że jeszcze jest u swych znajomych w Warszawie!...
Gdy wymówiła to słowo, targnęło się w niej aż wszystko. Uczuła, iż popełniła niezręczność. Wydała się z tem, iż była zazdrosna. Chciała to jakoś naprawić. Lecz było zapóźno. Miała do czynienia ze zbyt wytrawnym graczem.
Dostrzegła na jego ustach uśmiech triumfu.
— A... tędy droga...
Zmieszana podeszła do pianina. Znalazła się sam na sam z Ottowiczem.
On grał ciągle, zanurzywszy się w preludja Bacha. Był to dziwny człowiek, łączący w sobie subtelne, artystyczne uczucie z brzydkim, prawie płaskim serwilizmem w miłości.
Rena w tej chwili uczuła ku niemu jakiś pociąg, jakby coś wspólnego ich łączyło, czego określić nie umiała. Nie kochała przecież nikogo, a tem więcej Halskiego, ale jakaś obroża żelazna erotyzmu zaciężyła jej na karku.
Oparta o pianino, słuchała chwilę.
— Niech mi pan zagra „Warum“ Szumana! — poprosiła.
Uczynił zadość jej żądaniu. Zaczęły ją opływać urywane, denerwujące, szarpiące zdania muzyczne. — Miała ochotę zacząć krzyczeć, łkać spazmatycznie, wołać.
— Dlaczego!...
Opamiętała się. Czyżby rzeczywiście czyhała na nią owa histerja klasztorna?
Głupstwo! To otoczenie wstrętne tak działa. Zaczyna zapominać o celu, do którego dążyć winna.
Pozostać bez skazy — i małżeństwo...
Strona:Gabrjela Zapolska-Kobieta bez skazy.djvu/080
Ta strona została przepisana.