Rena odparła głosem monotonnym, nie ruszając się z miejsca:
— Ciało kobiety nie powinno być nigdy różowe... Ciało różowe jest mal porté.
Postanowiła być brutalnie drażniącą w słowach. Pogardzała sobą.
— Jakież powinno być — jakie? — nalegał redaktor.
Chciała mówić dalej — ujawnić tajemnicę swego ciała, o barwie kości słoniowej i chłodzie marmuru — lecz coś w niej zbuntowało się. Przyzwała do pomocy Alego, który wciąż klęczał przy niej na dywanie.
— Jakie powinno być ciało kobiety? — Mów mały!...
Wyrecytował jednym tchem:
— Białe i chłodne.
Weychertowa, która była zawsze różowa i ziała ciepłem, zaprotestowała:
— O! O! Zawsze?
Ali potwierdził z mocą:
— Zawsze!
A Rena dodała:
— To moja szkoła!
— Czy pani uczy teoretycznie, czy też metodą poglądową?
Rena spojrzała na niego z pod przymkniętych rzęs.
— Zbyt śmiało! — wycedziła odpornie.
U swego boku uczuła dziwne, niesympatyczne dla niej łaszenie. Była to panna uświadomiona, która zaczynała używać pensjonarskich środków, mających na celu podniecenie mężczyzn. Przypadła na sofę i objęła Renę w napadzie udanej czułości, skierowanej ku Ottowiczowi.
Renie było to wstrętne. Przypominały się jej dziewczyny z przedmieścia, całujące się w oczach kaprali, lub pensjonarki, ściskające się przed studentami. Zadrżała po prostu, nienawidząc w dodatku zbliżenia się kobiet, któremi fizycznie pogardzała. Dlatego zawsze wybierała lekarza mężczyznę, miała krawca, a nie krawcowę, masażystę, a nie masażystkę. Ujawniała tem swoją, w gruncie rzeczy prostą i nie zdeprawowaną naturę. Nie szła nigdy przeciw wyznaczonym przez naturę szlakom i brzydziła się w takim kierunku objawami. Przytem podwójnie jej było niemiłe łaszenie się panny uświadomionej. Degradowało ją w oczach Halskiego. Widziała, iż ma za wysoką erotyczną kulturę, aby takie marne, dziecinne środki działały na niego.
Odsunęła się więc prawie od Janki i równocześnie odtrąciła Alego.
Strona:Gabrjela Zapolska-Kobieta bez skazy.djvu/083
Ta strona została przepisana.