Strona:Gabrjela Zapolska-Kobieta bez skazy.djvu/086

Ta strona została przepisana.

— Przyjdźcie wszyscy do mnie jutro, jutro wieczorem... Czy chcecie?
Przyjęli okrzykami radości.
— Ależ naturalnie. Przyjdą wszyscy.
Oczami poszukała Halskiego. Stał spokojnie na drugim końcu pokoju przy pianinie i zapalał papierora. Zaczęła zwracać się kolejno do wszystkich.
— I pan, redaktorze, i pan, panie pośle, i ty, Janko, i pan... panie profesorze!...
Skłonił się zdaleka.
Chciała nalegać, otrzymać zapewnienie, lecz oto Ali stał we drzwiach.
— Lalu! Powóz czeka!...
Wyszła szybko, wlokąc swą miękką suknię poza sobą. Za nią biegł Ali. — Chciał wejść za nią do dorożki.
— Czego? Po co? — szarpnęła się z całą hamowaną tak długo złością.
— Ja...
— Co? Wracaj zaraz na górę. Nie chcę, aby mnie to tam szanowne grono obmawiało z powodu twej nieobecności.
I odjechała, cała okryta pocałunkami kobiet i pożądliwemi spojrzeniami mężczyzn tego „szanownego grona“.

III.

— „Przeduchowienie zmysłowości zowie się miłością“ — przekrada się bezustannie przez umysł Reny.
Biel, dominująca w jej sypialni, pomieszana z różową barwą nocnej lampy, drażni ją tej nocy. Nie może się wczuć w osamotnienie i ciszę.
Jest ciągle myślą i wrażliwością ciała w tym brzydkim gabinecie, w którym z jej odejściem zaczęła się prawdopodobnie szeroka zabawa. Ona mimowoli krępowała te kobiety. Starały się dostosować do jej tonu, bo czuły ją inną w głębi, niż one były.
Teraz prawdopodobnie nie krępowały się i dawały upust szpetocie swych zimnych i wystygłych natur.
— Przed chwilą — myślała — byłam tam, stanowiłam jakby cząstkę tej całości, dla której poprostu w głębinach, oprócz pogardy, nie znajduję nic więcej.
Czy i ja w oczach Halskiego wydałam się tak samo pogardy godną? Czyniłam wszystko, co mogłam, aby być inną. Ale czy byłam nią rzeczywiście? Właściwie zależało to od jego