śląc ku swemu odbiciu w lustrze słowa najbrutalniejszej zachęty do walki, do której przystąpić miała.
— Obnażaj się! — myślała z całą goryczą, przepełniającą jej serce — obnażaj się jeszcze modą dam osiemnastego wieku i prostytutek dziewiętnastego. Poprzednia szata westalki sprowadziła ci tylko serję dwuznacznych gestów. — Wszystko więc jedno!...
Nagle weszła pokojowa.
— Proszę pani — pan Halski!
Zawcześnie było na przybywanie gości. Coś więc zaszło. Serce jej ścisnęło się. Pohamowała się, gryząc wargi aż do krwi.
— Spokoju, warjatko!... — poskromiła się w myśli — stroisz łamańce, jakbyś się kochała!
Chciała jednak zachować efekt swej tualety. Obejrzała się. Krwawy; miękki ogromny szal leżał na dywanie. Otuliła się nim szczelnie. Miała pozór jakiejś dziwacznej statuetki, o twarzyczce z kości słoniowej, o ciele koralowem.
Krokiem najdoskonalej elastycznym wysunęła się do salonu.
Twarz miała spokojną, choć cała drżała. Halski stał na środku salonu. W zwyczajnem, codziennem ubraniu. W świetle matowych lamp wydał jej się przeźroczysto bladym. Ujął jej smak estetyczny tą bladością, na której ciemniały wielkie głębie jego oczu. Wzrok jej ześlizgnął się ku jego brodzie, która stawała się jakby magnesem dla jej oczu. Oprzytomniała.
— Co się stało? — spytała.
— Nie wiem, czy będę mógł przyjść wieczorem... chciałem sam osobiście przeprosić.
Uczuła zimny dreszczyk. — Roześmiała się jednak niedbale.
— A to z powodu?
— Drobnostka...
— Przygotowanie się do jutrzejszego wykładu.
— Nie — do moich wykładów i do moich rendez-vous miłosnych przystępuję bez przygotowania.
Odnajdywała w nim pierwiastki pychy i męskiej zarozumiałości, stanowiącej podstawę jego charakteru.
— A więc...
Zdawał się szukać przez chwilę w myśli.
Wreszcie rzucił:
— Ktoś przyjeżdża, muszę być na kolei.
Od stóp do głowy przebiegł ją war.
— Ktoś...
Chciała dodać: „z Warszawy“. — Opanowała się. Osu-
Strona:Gabrjela Zapolska-Kobieta bez skazy.djvu/090
Ta strona została przepisana.