gatunku“, szuka u niej dzisiaj jakiejś cechy bardziej doskonałej, jakiegoś zrozumienia rzeczy „naocznych i płonących“, które każdy ma w głębi swej duszy. I porwała ją radość. Chciała wybiedz ku niemu z tem odczuciem i ukojeniem, jak z rękami pełnemi najrzadszych kwiatów. I aż łkanie radosne przepełniło ją całą. Lecz oto oczy jego ześlizgnęły się po marmurowej piękności uduchowionych jej w tej chwili rysów i obejmowały w posiadanie czarujące ramiona, nagie i przepyszne, odsłonięte silnie z jednego boku, a spięte tylko agrafą tkaniny, podkreślone jak u Imperji, tej niezgaszonej nigdy kurtyzany renesansowej na stanzach watykańskich Rafaela Sanzio.
W jednej chwili, pod wpływem siły tego palącego wzroku przetransformowało się usposobienie Reny. Jakby ścięta biczem brutalnej żądzy mężczyzny, zrozumiała, jaką iść ma ku niemu drogą. — Rozpaczliwym gestem strząsnęła ze siebie gazy białe, pieszczące jej piersi.
Nabrzmiałe usta rozchyliły się powoli sennem powitaniem.
Była gotową.
I owe stonowanie całe nastroju całego towarzystwa służyło jej doskonale za tło, na którem korzystnie poruszać się mogła. — Czuła bowiem, iż nie jest w stanie stać się powabną żywiołowo i brutalnie. — Może nawet potrafiłaby w tej rozpaczliwej walce znaleźć dosyć siły, aby obudzić śpiące na dnie swej istoty moce nieokiełzanej miłości zmysłowej — i bała się właśnie, ażeby nie okazać się w oczach wytrawnych Halskiego niezręczną i głupią na tem polu.
Forsowała więc tylko nutę pięknej lubieżności — i przesycała atmosferę rozkoszą oczów i dźwięków. Sama siadła u fortepianu i dyskretnie grała na nim arję, którą nad wszystko lubiła.
Niskim, drżącym trochę głosem — cicho nucił zdaleka Ottowicz słowa.
Miłosne te, czarujące tony ulatywały w przestrzeń i owiewały Halskiego. Czuł się niemi pieszczony. Delikatne, subtelne dotknięcie klawiszy, którem celowała Rena, przywodziło mu przed wyobraźnię całą serję rozkosznych senzacji, jakie palce jej mogłyby wywołać wzdłuż jego czoła i skroni, to jest tam, gdzie skóra staje się w chwili pieszczoty miłosnej najdoskonalej wrażliwą, jak harfa drżąca z pragnienia, aby wygrano wreszcie na jej strunach miłosną canzonę lub stanzę.
I te plecy Reny, doskonałe, białe, z lekkim odcieniem kości słoniowej — plecy rozpustne, służące za wazon przepyszny, z którego wykwitał czarujący kwiat jej głowy, obróconej ku niemu profilem — poddawały mu porównanie, które mógł znaleźć dla tej kobiety tylko w czasach renesansu, w któ-
Strona:Gabrjela Zapolska-Kobieta bez skazy.djvu/096
Ta strona została przepisana.