— Wierzę! — szydziła.
Lecz on, ukłoniwszy się jej dwornie, wyrzekł:
— Dla pani...
I — znikł za portjerą.
A ona uczuła wrażenie, że nie warto ani uśmiechać się, ani być piękną... że nie warto wogóle patrzeć, mówić, poruszać się, nieść grację i wdzięk rozsiewać dokoła.
Takie wypełniło ją wrażenie.
Tymczasem goście reklamowali hałaśliwie przyobiecane ilustracje Ropsa. Dobre jej wychowanie przeważyło. Nie umiała oprzeć się. Przybrała odpowiednią pozę. Mimowoli uszlachetniła trywjalną zmysłowość gestu. Wydobyła nawet pierwiastek jakby dziecięcej swawoli. Uczyniła sobą rzecz piękną z tego, co mogło być tylko ładne.
U stóp jej, na tle Szumana, płynął głosik młody Alego.
Podwiązeczka! Kwiat cudny, filuterne ptaszę.
Ona — wróżka nadobna z uniesień cieplarni,
Zdradzi nam grzeszki wszystkie i figielki nasze,
Któreśmy hodowali na miłosnej darni.
Zdradzi nam, już zdradziła, już się rodzi księga.
Jest i skład welinowy i formacik wąski.
A co wewnątrz? To poza wolne żarty sięga...
A tytuł będzie... Żywot i dzieła Podwiązki.
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
Jak lekki, wonny dym kadzidła, tak unosiły się te lekkie i wonne słowa ku prześlicznej linji nóg Reny, odzianych w jedwabną pajęczynę pończoch, które czyniły je prawie nagiemi.
Nic nie zdoła określić doskonałej czystości tych linij i poetycznych kształtów. Podwiązki blado liljowe, lśniące drobnemi kokardami atłasu, ginęły prawie wśród śniegu koronki miękkiej o żółtawej barwie. Cały poetyczny wdzięk owych dessous współczesnej kobiety, z jakąś klasyczną pięknością połączony, zajaśniał nagle, wywołując zdziwienie i uczucie jakby hołdu.
Nie we wszystkich jednak. Bo oto już redaktor trywjalnie i niesympatycznie odezwał się:
— Wyżej! Wyżej!
Rena, która przez chwilę czuła także jakby rodzaj ekstazy nad emanowaniem ze siebie tyle niewieściego czaru, uczuła się niemile dotkniętą.
Osunęła na swe stopy suknię i zeszła ze stołu.
— Przepraszam pana! — wyrzekła — gdyby wyżej — byłoby to właśnie, co pan Halski powiedział... Któreś — bezrogie.