lijny. Nie miał pozoru uwodziciela, lecz raczej uwodzonego. To się odrazu wyczuć dawało.
Zobaczywszy Renę, powitał ją uprzejmie.
— Gdzież tak? Gdzież tak spiesznie? — żartował.
— To mniejsza, gdzie ja dążę... ale co pan tu robi przed naszą wystawą?
— Czekam!
— To pana rola...
Zaczął się śmiać.
— Ma pani rację. Jestem z tych ludzi, którzy zawsze czekają. Gdy budzę się rano, czekam, że mnie coś we dnie spotka, czekam w południe, czekam wieczorem, czekam całe życie.
— Obecnie czeka pan na kogoś, który jest w sklepie z kapeluszami. A więc... kobieta.
— Naturalnie.
— A!... Ona tam jest?
Troszkę się zafrasował.
— Nie, nie... — wyrzekł szybko — tam jej niema. Tam jest moja żona!
— A!...
— Wybiera kapelusz na drogę, jedzie jutro.
— A pan ją odwozi?
— Tak... do Bad Hall — potem wracam.
— I odwozi pan Jankę?
Zaczęli śmiać się oboje. Pozycja, jaką sobie Ottowicz wytworzył, lawirując pomiędzy kochanką i żoną, była wcale niepowszednia. Proces rozwodowy Ottowiczów prowadził się gorliwie, mimo to małżeństwo nie przestawało mieszkać pod jednym dachem. Rozwiązano tylko tę sytuację w ten sposób, że pani Ottowiczowa, która była trochę estetyzująca i artystyzująca, urządziła sobie na wyższem piętrze kamienicy, zamieszkiwanej przez nich oboje, małe mieszkanie i tam przesiadywała parę godzin dziennie.
Mówiło się wtedy, że pani jest „u siebie“.
To „u siebie“ nie przeszkadzało schodzić pani Ottowiczowej co chwila na dół, siadać do wspólnego stołu i zajmować swojej sypialni. Wszystko to stanowiło przedmiot uciechy służby i domowników, a dla gości było źródłem ciągłego podziwu i najkomiczniejszych pomyłek.
Właściwem jednak usprawiedliwieniem tej afery były tu dwie małe dziewczynki, drobniuchne i mądre, które oboje rodzice kochali do szaleństwa. Wyrok separacyjny przyznał Ottowiczowej obie córeczki. Ottowicz przecież nie mógł się rozstać z niemi. Dzieci także ubóstwiały ojca.
Strona:Gabrjela Zapolska-Kobieta bez skazy.djvu/127
Ta strona została przepisana.