— Ach! Mój Boże! — odparł z uśmiechem człowieka, który, sam grzesząc, potrzebuje pobłażania — to są małe grzeszki, które dodają tylko wdzięku kobiecie.
— Nie, panie! — tylko wielkie zbrodnie podnoszą występki do rozmiarów cnoty. Te drobne grzeszki, to robactwo, które szpeci...
— Och! Och! Zbyt pani surowa. Dla mnie Weychertowa, nadto prude, nie miałaby cechy kobiecej.
— Mimo to żona pańska, która jest bez zarzutu, ma wielkie cechy kobiety.
Rzuciła mu to w twarz, prawie wyzywająco. Oczy jej płonęły, usta drżały.
On popatrzył chwilę w głąb sklepu i odrzekł trochę zmienionym głosem:
— Tak... zapewne... Ale, widzi pani, są rozmaite rodzaje owej kobiecości. Żona moja należy do tego rodzaju, który się szanuje...
— Ale który się porzuca i zdradza! — dokończyła. — Żegnam Pana!...
Pozostawiła go zdumionego, nie podając mu ręki. Wzburzona pędziła w stronę domu Weychertowej.
— Więc to tak? — myślała — to tak? Dawny jej kochanek! Podli! Oszukali mnie, niegodziwi!...
Zdawało się jej w tem zapamiętaniu, że Halski i Weychertowa, kochając się przed kilkoma laty, dopuścili się względem niej najpotworniejszej zdrady...
— Ja ich nauczę!... Ja powiem wszystko redaktorowi, ja z niej zedrę maskę!... Ja jemu wykażę, kim są te kobiety, które on stawia mi przed oczy, jako wzór do naśladowania. Ostatni raz będę u niej, ale pójdę! Pójdę! Pójdę!
Wpadła do bramy. — Upudrowała się jednak na pierwszym załamie schodów. Żałowała, że nie ubrała się staranniej. Gdyby wyszła pół godziny wcześniej z domu, zastałaby tu Halskiego.
— Lepiej jednak, że go niema!
Dzwoniąc już do drzwi, chciała się cofnąć. Kto wie, czy nie wrócił później, wyszedłszy dla niepoznaki z Ottowiczem. Lecz już drzwi otworzyła bosa piastunka, której fartucha, wątpliwej czystości, trzymało się dwoje przestraszonych dzieci. Od progu uderzył Renę wieczysty, inkrustowany w portjery przedpokoju zapach smażenin wszelkiego rodzaju. Badawczo przebiegła oczyma wszystkie kąty. Krytycyzm jej wyostrzał nagle. Dojrzała furę starych palt, płaszczów i kapeluszy Weycherta, jakiś smoking, wyranżerowany, zwalony na kufer i niesprzątnięty.
Strona:Gabrjela Zapolska-Kobieta bez skazy.djvu/129
Ta strona została przepisana.