Dawniej nie raziło jej to wszystko, lecz dziś wzmogło tylko jej nienawiść.
— Śliczna, podniosła atmosfera! — szydziła w duszy.
Piastunka pytała ją ordynarnie:
— Czego?
Prawie popchnęła ją i nie odpowiadając, weszła do salonu. Weychertowie mieszkali w jednej z tych starych kamienic, które się przechowuje z ekstazą, jakoby konserwując bezcenne pamiątki. Pokoje były w wieczystej kłótni z umeblowaniem, piece nie funkcjonowały, okna zdawały się wylatywać z futryn. Weychertowa brakiem smaku nie potrafiła przyczyniać się do wydostania jakiej takiej harmonji. Subtelniejsze natury musiały się tu potykać ciągle o jakieś kontrasty, szarpiące nerwy.
Weychertowa siedziała właśnie na nizkim pufie z obdartą frendzlą i żarliwie wykładała jakieś kombinacje mody klęczącej Jance. Obfity biust, wylewający się po prostu na brzuch, nie powstrzymywany gorsetem, był jakby głównem atutem tej kobiety. Ubrana była w biały, muślinowy szlafrok, dość świeży. Pod lekką tkaniną widać było błękitne wstążeczki, któremi nawleczona była koszula.
— Jak młode dziewczę! — szydziła w duszy Rena.
Witała się z obiema kobietami na pozór serdecznie. Rzuciła się na fotel, z którego poprzednio zdjąć musiała jakiś kawał papieru, zasmarowany zieloną i czerwoną farbą, przedstawiający próby malarstwa młodych Weychertów.
— Ach te dzieci! Nie można nawet porządku w domu utrzymać!...
Rena patrzyła na nią badawczo.
— Zapewne. Jeżeli się chce mieć czyste i estetyczne interieur, należy nie mieć dzieci.
Weychertowa roześmiała się na całe gardło.
— Więc co zrobić? Podusić? Potopić?...
— Nie! Lecz skoro się ma dzieci, należy zrezygnować z roztaczania jakiegoś uroku, właściwego kobietom!
Uświadomiona panna podjęła natychmiast!
— Tak! Tak! Racja! Dlatego ja zapowiedziałam Ottowiczowi, że nie będziemy mieli dzieci!
Rena uśmiechnęła się ironicznie.
— Ottowicz lubi bardzo dzieci...
— Nie sądzę!
— Ale ja jestem przekonana. Przed chwilą widziałam go przed sklepem Au Gainsborough. Stał jak zahypnotyzowany. W głębi widać było jego dziewczynki, którym przymierzano podróżne kapelusiki.
Strona:Gabrjela Zapolska-Kobieta bez skazy.djvu/130
Ta strona została przepisana.