— W nocy?
— Tak!
Weychertowa próbowała opozycji.
— Wszak wyszedł i to bardzo niegrzecznie — wtedy właśnie, gdy pokazywałaś swoje podwiązki.
Rena odczuła ukłucie.
— Tak! Ale powrócił! — odparła hardo.
Teraz już i Weychertowa powstała i przysunęła ku niej swój puf.
— I jak? I jak?
Rena wyzyskała sytuację.
— Och! Jak zwykle w takich razach. — Rzucił się jak zwierz, szalał, błagał, prosił. Płakał nawet, włóczył mi się u nóg...
Za ręce gorączkowo porwała ją panna.
— A czy całował?
Rena milczała.
Panna dalej nacierała:
— A jak? — Czy umie całować? Czy ma dobrą szkołę?
I znów milczenie.
Obie kobiety przeżywały w tej chwili całą serję dziwnych, wstrząsających dreszczów. Na ciele ich ożywały stygmata pocałunków Halskiego. Pierwsza otrząsnęła się Rena. — Na szept lubieżny Janki pytającej:
— A czy całuje w ucho? Podobno to najprzyjemniejsze w ucho!
Odparła ostro:
— O tem nie wiem! Wogóle za co mnie bierzecie? — Czy przypuszczacie, że ja pozwoliłabym się całować?
Urwała chwilę, wreszcie dodała:
— Odtrąciłam go natychmiast!
Panna uświadomiona zaczęła zanosić się od śmiechu.
— Musiał mieć głupią minę.
— O, bardzo głupią! — odrzekła Rena.
Weychertowa powróciła na dawne miejsce. Opadła znów na kombinację pufu i poduszek. Zamyślona wyrzekła jakby do siebie:
— Nadzwyczajnie!
Rena rzuciła niedbale:
— Według mnie, bardzo zwyczajnie! Uwodzicielowi gęsi i pokojówek zachciało się sięgnąć po prawdziwą kobietę. Dostał po palcach i będzie miał naukę.
— Tak! Tak! — dodała jakby sennie Weychertowa — to może i lepiej. Nauczyłaś go rozumu za nas wszystkie...
— Jakto za was wszystkie? Czy i ty?
Weychertowa broniła się miękko.
Strona:Gabrjela Zapolska-Kobieta bez skazy.djvu/133
Ta strona została przepisana.