Strona:Gabrjela Zapolska-Kobieta bez skazy.djvu/138

Ta strona została przepisana.

Po hotelowemu podano jedzenie, fraki kelnerów przypominały zaduch i ciasnotę miasta.
Rena jednak czuła prawie radosne jakieś podrażnienie. — Siedziała naprzeciwko Halskiego, który do tej chwili nie zwrócił się jeszcze wprost do niej słownie. Lecz patrzył na nią ciągle i badawczo. Ona drętwiała pod tym jego wzrokiem, zapominając o Weychertowej, o swej urazie, o wszystkiem. — Nagle Janka, której ręce splatały się bezustannie z rękami Ottowicza, zapytała:
— Dlaczego Pan tak dziwnie patrzy na panią Bohuszową?
Ocknął się jakby ze snu.
Rena uznała za stosowne odeprzeć atak.
— Zapewne Pan zapomniał, jak wyglądam, nie był Pan u mnie tak dawno...
Janka w tej chwili poczęła szydzić.
— Napoleon, gdy przegrał jaką bitwę, nie lubił oglądać pobojowiska!...
Halski zwrócił się ku niej gwałtownie.
— Jak to Pani rozumie?
— To już rzecz moja! Na każdego przychodzi kolej... ale to źle... to zły znak... skoro zaczyna się rewja....
— Nie mogę pojąć!...
— No! No! Niech się pan nie sili! W każdym razie sądzę, iż Rena hołduje zasadzie: Gloria victis!... przeto...
— Przeto?
— Może Pan śmiało bywać u niej w dalszym ciągu.
Przyniesiono raki. — Wszyscy udawali, że są tem zachwyceni. — Właściwie jednak nikt nie lubił tej brzydkiej, niebezpiecznej i cuchnącej potrawy. — Rena wręcz odmówiła, zadawalniając się szklanką herbaty.
— Pani Rena dziś zdenerwowana! — zawyrokował Ottowicz.
— Bo powiedzcie coś, coby ją zajęło! — radziła panna.
— Nie, wystarczy, niech powiedzą to, co ich zajmuje.
— O! — przerwał Halski — to Pani nie zajmie. Naprzykład co do mnie. Erotyzm Pani nie zajmie, a to jest podstawa mego charakteru.
Rena ściągnęła brwi.
— Przepraszam — pan się myli. Bezwstydu nie można brać za charakter.
Panna uświadomiona chciała dać dowód pewnego sentymentu.
— Miłość... bezwstyd?
Rena zwróciła się ku niej prawie gwałtownie.
— Nie mówi się tu o miłości. Tu mówi się o erotyzmie i te dwa ornamenta życiowe nie mają ze sobą nic wspólnego.