Dokończyć nie śmiała. Jakaś jasność przebijała się ku niej wśród mroków.
Chciała odeprzeć tę jasność, lękając się jej więcej, niż śmierci.
— Nie! Nie!... Tak nie jest...
Gdyby mogła, padłaby na kolana przed własnem sercem, przed sentymentem.
— Odezwij się! Ratuj mnie!...
Odwróciła się ku oknu, przez które znów świt leniwie zmęczony się wkradał.
— Ja ko-cham! ko-cham!... — szeptała zbielałemi usty.
I tuląc swe ręce do piersi, gniotąc i kalecząc swe ciało, dodała:
— Tylko kocham! Tylko kocham! Nic więcej.
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
Robiła to ustępstwo. Przyśpieszała wyznania, odrzucała formy przejściowe, aby coś stłumić w sobie, czego dopuścić na powierzchnię nie chciała. Wchodziła w układ z samą sobą. Decydowała się na ustępstwo.
— Będziesz kochać, kochać nieszczęśliwie, beznadziejnie. To ci wolno... to cię nie shańbi. Przeciwnie, to jest piękne, szlachetne, to należy do uczuć wyższych, na które zdobywać się mogą tylko doskonalsze gatunki kobiet.
Uspokoiło ją to trochę. Zdawało się jej, że walka jej skończona. Ogarnął ją teraz bezgraniczny smutek. Szło jej głównie o to, aby nadać mu ton specjalnie melancholijny.
Wydobywała na wierzch złożone do lamusa dziewczęce tkliwości. Delikatnie, z głową zwieszoną, posunęła się do łóżka, które zdało się jej być przytuliskiem marzeń.
— Myśleć o nim będę!... — postanowiła, układając się wdzięcznie na pościeli — tylko myśleć...
Chętnie byłaby się rozpłakała, ale łzy nie przychodziły. Natomiast jakby gorące strugi spływały od karku wzdłuż krzyża i bioder. Pościel powoli stawała się jej wrogą i nieprzychylną. Nie wstawała jednak, leżała uparcie, starając się pozostać nieruchomą i zapadać w trans.
Zdawało się jej chwilami, że zdaleka dolatuje ją jakiś szept dwojga ludzi, szept jakby gryzących się ust, warg, pijących pocałunki...
Halucynacja ta słuchowa płynęła jakby na fali gorąca poprzez cienie, cisze. Podkradała się do niej, wyciągając szeleszczące macki. Ona całą siłą wydzierała tylko z tego szeptu część jego głosu, druzgocąc w niebycie współudział kobiety. Nadawała mu dźwięki szlachetne i wzniosłe. Dławiła to, co