zostawać w niej na razie, i to co władało nią, miało nie tylko pozór, lecz i ugruntowanie jasnej, wywołanej z mroków, Prawdy.
Z gęstwy rozrzuconych włosów śledzi ją Rena w milczeniu. Od razu poczuła się niższą i zwyciężoną. Chciała w swej czystości pogardliwie przygnieść tę drugą, ciepłą jeszcze od uścisków mężczyzny, a natomiast z tą całą swą czystością uczuła się jakoś fałszywą i nagle zepchnięta na ścieżkę poboczną, wijąca się wśród bezużytecznego chwastu i zielska. Lecz przyznać tego nie chciała. Wpiła palce w koronki poszewek i w duszy pluła jadem...
— Podła!... — myślała — podła!...
Weychertowa bystro, lśniącemi oczyma ogarnęła jej twarz.
— Co ci jest, Reno? — zapytała — czy jesteś chora?
— Ja?
— Tak! Bardzo źle wyglądasz!
Rena nie poruszyła się nawet. Wydymając usta, odparła:
— Wszystkie źle w lecie wyglądamy!
Weychertowa roześmiała się wesoło.
— O! Ja... nie!... — Spotkałam właśnie Halskiego. Szedł do bibljoteki. Powiedział mi, że nigdy tak doskonale nie wyglądałam, jak dzisiaj...
Na Renę uderzyły płomienie. To imię, tak nagle rzucone pomiędzy one obie, stało się wyzwaniem brutalnem i koniecznem.
— Halski zawsze kłamie! — odparła w rozdrażnieniu. — Wczoraj mówił mi to samo!...
— Wczoraj wyglądałaś rzeczywiście trochę lepiej. Ale dziś musiałaś źle spać...
— Spałam doskonale.
— Ja za to nie spałam wcale, a wyglądam lepiej, niż ty...
Rena podniosła się ruchem pantery.
— Nie spałaś? — zapytała przeciągle i mimowoli. — Co robiłaś?
Weychertowa wybuchnęła świeżym, rozperlonym śmiechem...
— Co?... — podjęła. — Co?... Och!...
Urwała, oczy jej zaświeciły nage, jak dogasające w alkowie światełka, które rozjaśniały mroki szalonej, miłosnej nocy. Równocześnie Rena uczuła dziwne wrażenie, iż na wpół otwartych ustach Weychertowej przesunął się ślad drugich ust, stłoczonych z jej wargami, ust, woniejących świeżo skoszonem sianem. I teraz już nie wiedziała poprostu, kto odebrał to wrażenie. Ona sama, czy też ta kobieta, do której ciągnęła ją jakaś siła i odpychał ją gorzki, wstrętny niesmak.
Strona:Gabrjela Zapolska-Kobieta bez skazy.djvu/151
Ta strona została przepisana.