czności bytu, dominanty świata zewnętrznego i wewnętrznego; jedynie zrozumiała rzecz jako stan właściwy i motyw wszelkich postępków. Ten jedynie ton potrafi wywołać w nas natychmiastowe uczucie nienawiści, zemsty lub wdzięczności, zdołając przynieść ze sobą natychmiastowe i najżywsze echa przeżytych drgnień.
I — będąc szczerymi, wyznać musimy, że właśnie ból miłosny sprawia nam na odległość sto razy więcej rozkoszy, niż szczęście, odczute w erotycznych naszych przeszłościach. To jest bezbarwne i mdłe, jedynie ból wryty w nas samych — przyczajony, jak zwierzę dzikie w kącie klatki naszych serc — zasypany popiołem nowych, drobiazgowych, choćby napozór najwznioślejszych wrażeń — nagle porywa się ze skowytem i wyciąga ku nam djamentowe pazury, na których czerni się jeszcze zapiekła nasza krew.
I tu właśnie szukać winniśmy przyczyny, dlaczego zawsze i wszędzie główną troską wspólnych zwierzeń naszych jest miłość. Bo nic nam nie przyniosło takiego intenzywnego, osobistego bólu, jak ona właśnie. A jedynie chętnie i z zamiłowaniem rozraniamy blizny cierpieniem wywołane. I stąd każdy według swej indywidualności mówi o miłości. Rozpoczęta rozmowa o najwyższych abstrakcjach i cnotliwych idealnościach krętemi ścieżkami usunie się niepostrzeżenie do ogrodu, w którym płoną bądź kwiaty miłosnych nadziei, czy w księżycowych blaskach melancholij z pod płyt nagrobków szczerzą się szkielety spruchniałych namiętności. Miłość jest tą jedyną potęgą, która oparła się i opiera wrogiemu wynaturzaniu jej z całości człowieka przez wiedźmę o długich rękach i wyschłej piersi, ochrzczoną mianem moralności.
Nic — żadne przykazania, żadne klątwy, żadne prawa, żadne sądy i kryminały nie zdołają powstrzymać takich dwoje — gdy pędem cudownym ku sobie bieżą z rozwartemi ramiony. Po łzach, po trupach, po obalonych ołtarzach i zgaszonych światłach, ku szafotom szubienicznym lub katorgom — niepowstrzymanie zdobywają przecież miano kochanków i chwilę zadowolenia rozpłomienionej pasji. Podczas gdy inne motywy — tak zwane „wzniosłe“, wymagają całej edukacji w danym kierunku i pędów gromadnych, owczych — a tylko wyjątkowo bez dłubania i djalektyki, padającej jak podniecająca chłosta — objawiają się w człowieku, istniejącym bez podstawy komedjanctwa — miłość, mimo wszystko ciągle jest tą „wolną w wyborze swojej drogi“. Z wyciem buntu wali się w stronę raz obraną a raczej pchnie człowieka w śmiertelne zniszczenie, niż pozwoli zniszczyć się sama. — Te miłości, które zostały „zwalczone“ za pomocą nawoływań poboż-
Strona:Gabrjela Zapolska-Kobieta bez skazy.djvu/163
Ta strona została przepisana.