nych, prawnych, społecznych — nie były istotną esencją miłosną. I dobrze się stało, że zginęły w zarodku, bo były to trupy noworodków, zgniłe w łonie matki — śmiecie cuchnące swą anemją — strachy na ptactwo w łachmanach, strojące się w formy uznane. Triumfować będzie jedynie tylko potężna, doskonała, typowa Miłość, symptomat siły życiowej, słodki i jasny wykwit instynktów zdrowych — w chwili najwyższego uniesienia zdzierający ze siebie strojny łachman, złożony z deseni tkanych na krosnach despotyzmów, obłudników i kłamców, podających się za zbawców ludzkości.
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
— Mów cos jeszcze, lecz nie mów o miłości!
Oto są słowa Reny do Kaswina.
Zapadła w tęczę barwną poduszek, leży nieruchomo. Kaswin zamilkł, bo oto przerwano mu dyssertację, jakoby Chrystjanizm był konglomeratem naleciałości przeróżnych z odrobinką judaizmu. I z tej wyniosłości wtajemniczonej znów c. k.
koncepopraktykant spadł ku płaszczyznom, na których widma miłosnych korowodów uwodzicielsko ogarniały bezbrzeżne życiowe horyzonty.
I nagle przerwane słowa uwięzły mu w gardle. Nie potrafił już wydostać się jednym skokiem na suche tresury rozumowania. Ze smutkiem patrzał na leżącą przed nim kobietę.
Czuł, że całą siłą mógłby chcieć złączyć się z nią instynktem, lecz jakaś przemożna jej wola odepchnie go zawsze. W tej chwili był prawie dojrzały. Pragnął upojenia, którego przyczynę chciał zaczerpnąć właśnie w piękności, znajdującej się przed nim kobiety, rozumiał równocześnie, iż to pragnienie pozostanie dla niego nieziszczalnością. Mógł wzmagać swą siłę do ostatniej potęgi, a przecież zawsze sprawa ta nie przejdzie granic ochoty. I nagle posmutniał i przestał w mechaniźmie swego umysłu czerpać komedjanckie efekta, któremi mógłby zająć i zahaczyć jej mechanizm umysłowy. Odczuwał, że ona biegnie po innych ścieżkach i że właśnie te ścieżki są erotyczną dróżką, obsadzoną płomiennemi kwiatami miłosnych pożądań. Pomimo to, a właśnie dlatego zakazywała mu mówić o miłości. Bo właśnie przepełniona była swoją koncepcją miłości i to, co on mówił w tej mierze, drażniło ją i było nieharmonją w jej myślach obecnych. Choćby najartystyczniej w tej chwili wypowiadał się i najpłomienniej stroił swe fantazje w rozkoszne, a młodzieńcze barwy i kształty — byłby zawsze odrębnym i dalekim. Bo weszły tu już jakieś osobiste sprawy i chęci, zazdrośnie zwykle przez kobiety wobec obojętnych im mężczyzn strzeżone. Porozumienie chętne na ogólnym terenie mi-