znanej, w którym przed sobą samą kobieta nie szuka usprawiedliwień. Porównanie dreszczów, doznanych w objęciach Halskiego z zetknięciem się bliższem z objęciami redaktora było dla niej rozświetleniem sytuacji.
Halski nie istniał dla niej jako jeden z mężczyzn i jako taki nie był potrzebą, koniecznością, lecz istniał jako on sam, jedyny, wyjątkowy, dający senzacje wstrząsające, niezastąpione i przez to obdarzony wyjątkowym przywilejem uspokojenia. Wzburzona i zmieszana tem odkryciem, zaczynała tracić już zupełnie panowanie nad sobą i zdolność rozróżniania faktów.
Wskutek braku zupełnego orjentowania się w prostocie akcji erotycznej — nie trenowana przedwstępnym okresem „wzruszeń intellektualnych“, które ze względu na jej wrażliwość powinny trwać dłużej, niż u innych kobiet — traciła w składzie uczuć, z których tworzyła się jej miłość — cechę łagodności powolnej, a przeto bardziej pewnej i zdecydowanej.
Mimo wszystko, mocą suggestji, pragnie jeszcze od czasu do czasu wysunąć na front swe serce i kazać mu wziąć czynną rolę w dramacie, który ją osacza, lecz oto już blado i niewyraźnie zaznacza się tu czynnik sentymentu. Natomiast zaczynają występować z rozmaitych zakątków nieznane strony jej natury, zdolnej nawet do podłoty i zbrodni. Cały świat pogrąża się w nicość, a wyobraźnia, wzmożona do roli dominującej, każe ciągle i bezustannie przeżywać możliwe uniesienia nerwowe — najniebezpieczniejsze, gdy zostały tylko w dziedzinie abstrakcji.
Stają się bowiem tem, co pospolicie w sferze miłosnej zowie się żądzą, a co jest rozpaczliwą, nieubłaganą zaciętością i przekleństwem kobiety. Przedewszystkiem żądza niweczy to, co stanowi podstawę istnienia pewnej wzniosłości i piękna czynów kobiecych — to jest dumę. Zeżre ją, zje — nie pozostawi nawet cienia. Im bardziej dumną i wyniosłą była dusza kobiety, tem srodzej unurza się w zupełnem spodleniu i znicestwieniu wszelkiej ambicji — gdy żądza obejmie ją w swe posiadanie. Rzecby można, iż nawet wtedy następuje dziwny objaw chęci sponiewierania siebie, jakby mszcząc się na tej dumie, która była katem jej wolnej egzystencji.
Rozpaczliwe tortury jałowych nocy — przebudzeń się smutnych, chłodnych, w których wielkoduszność nie była w stanie zastąpić nie wyczutych, a drżących pod spragnioną pocałunków skórą, rozkoszy — wszystkie te ascezy, potworne i bezużyteczne, bijące w pustkę, zostawały pomszczone przez furję żądzy, której nic zwalczyć nie zdołało. Tem jeszcze większa była zawziętość i siła takiej tłumionej i niewyznawalnej
Strona:Gabrjela Zapolska-Kobieta bez skazy.djvu/189
Ta strona została przepisana.