śmiałego, spadającego na zachmurzone czoło — uścisku ręki przy powitaniu, w którem jest wyśpiewana cała moc przeżytych tęsknot, kwiat, spadający z okna pod stopy odchodzącego późną nocą kochanka...
I oto — pragnienie — tęsknica — i oto drży nitka miłosna, którą kobieta, odchodząc delikatnie i lekko, nie zerwała, lecz zadzierzgnęła silniej jeszcze. I z ruin miłości powstają wonne, cudne kwiaty i czynią na chwilę złudzenie, że poza kratą cmentarza jeszcze pulsuje życie i drży czarującą władzą. Następuje przeżywanie chwil już przeżytych, a że obecnie są już tylko nie prawdą samą, lecz jej złudzeniem — tem są droższe i piękniejszym oświetlone blaskiem.
Pastelowy wdzięk owej miłości nabiera w tym blasku mocniejszych, doskonalszych barw — cichy szept przemienia się w pewniejszy, bardziej brzmiący ton — a gest kornego oddania się w półomdlenie, przyzywające do złożenia tych niezłożonych pocałunków, pod któremi łkają mimowolnym spazmem fibry całego ciała.
I oto — o ranku wiosennym, lub cichej, srebrnej nocy idzie ten, który uchodzi za przeżytego, jak strojny w brokat poeta z zamierzchłej Wenecji, pod któreś sottoportico — i wsłuchuje się w echo ściszone własnych kroków — pod okna zamknięte, z których kwiat już nie pada.
Patrzy jednak — i w wyobraźni swej przeżywa — przeżyć musi delikatną piękność minionej chwili — bo taka jest moc kobiet, które potrafiły, obnażając się, w chwili uniesienia, zatrzymać na sobie choćby strzępek gazy — jakby nie chcąc nigdy abdykować zupełnie z królewskiej szaty Westalki.
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
Halski pół swego życia erotycznego spędził na tęsknocie i poszukiwaniu takiej właśnie miłości. Szalona kultura estetyczna wykształciła jego smak w tym kierunku. Lecz szybko odczuł, że wszystkie jego wysiłki w tym względzie są próżne. Brał sobie kochanki z rozmaitych warstw i klas — z rozmaitych ras i pochodzeń. Właśnie mocą kontrastu waliły mu się w objęcia istoty w rzeczywistości gruboskórne i grubozmysłowe. Każda z nich prawie w pierwszej chwili zbliżenia zaznaczała się szpetnie i niedbale. Żadna nie czyniła z kwestji przypodobania się zasadniczego tonu swego do niego stosunku. Żadna nie potrafiła przyjść na schadzkę, milcząc, z ustami spragnionemi, a mimo to omdlewającemi w uśmiechu smutnej melancholji. Żadna nie potrafiła pozwolić mu zdjąć swe szaty powoli, jakby z żalem i z ciągłem, nieustającem uczuciem dziewczęcego zawstydzenia. Żadna nie potrafiła paść na łoże