mały, czupurny człowieczek, tak metodyczny i ścisły we wszelkich objawach swoich. — I nagle porwała się ku wyjściu. Nie mogła po prostu znieść tej myśli w jego obecności.
— Pani jest zajęta? — zapytał.
— Tak... bardzo.
Pożegnał ją i wyszedł zderutowany, ciągle mając w mózgu wspomnienie pamiętnej sceny w jego gabinecie.
— Silna jest! — myślał. — Ukryła znów wszystko w sobie. Nawet przedemną się nie zdradzi... bajeczna!...
Gdy Rena została sama, próbowała wzbudzić w sobie jakieś wrażenie posłyszaną wieścią. Lecz było to napróżno. Halski znów przysłonił wszystko. Przechodząc mimo lustra, dojrzała swą twarz i nagle, jakby kto otwarł przed nią księgę.
Nie miała innego na nią słowa, jak „spalona“. — Zatarły się w niej rysy i gdyby ktoś chciał wyrzeźbić teraz jej profil, doznałby próżnej męki. Było w niej oczekiwanie, nic więcej, tylko oczekiwanie i bolesność jakaś, a poza tem jeszcze pierwiastek wielkiej czystości, który przez chmury ohydnych naleciałości z całą potęgą wrodzonych, nieskażonych namiętności wybijał się na pierwsze miejsce.
— Fedrą jestem! — myślała — Fedrą, przez furje żartą!...
Innego porównania nie miała. Biedna! Mało dostojna, spaczona w tym samosądzie, pohańbiona przez fałsz, będący jej dominantą.
— Fedrą jestem...
Dnia tego była na wskroś przepalona, z oczyma prawie błędnemi.
Noc bezsenna ją zżarła i zakreśliła dokoła oczu niewidzialną prawie, ale istniejącą siateczkę. Dłonie miała suche i załaskotane, rozpaczliwe i niepewne. Nie przewidywała zakończenia dnia. Wyszła na balkon i nagle zdawało się jej, iż zdaleka dostrzega Halskiego. Jak szalona cofnęła się. Ból fizyczny targnął nią całą.
Nie miała — ciałem sił.
Nad wieczorem zaczął padać deszcz gorący, wstrętny. Zdawało się, iż niesie jakieś przekleństwo. W oddali przeciągnął grzmot. Rena chodziła wzdłuż pokoju i całą burzę, która gdzieś bardzo daleko szalała, odczuwała w sobie. Z całą szczerością w tej chwili przyznała się, iż kocha Halskiego bez pamięci.
— Nawet... gdyby chciał...
Zatrzymała się przed szezlągiem, na którym pamiętnej nocy tarzali się oboje w niepotrzebnej namiętności. Falą gorącą biło to wspomnienie na nią.
— Gdyby chciał...
Strona:Gabrjela Zapolska-Kobieta bez skazy.djvu/212
Ta strona została przepisana.