— Dziś — jestem bezbronna — nie walczę, poddaję się rozkoszy... poddaję się tobie.
Pochyliła się kornie — czarująco, kwiat rozkoszny oddający swój kielich — w tem półcieniu, jakby raczej wizja osunięta z mrocznych mgieł.
Halski porwał się z miejsca. Był to ruch bezwiedny — pęd płciowy — szarpnięcie się mimowolne.
I tak mało było szlachetności w tem czemś banalnem i przewidywanem, że wobec nieruchomej piękności gestu kobiety zamarło, jakby strącone anielskim ruchem skrzydeł.
Przeszedł mimo niej — nagle zwarty w sobie — przysunął się do okna i oparł czoło o szybę. Poza nim szemrał głos korny Reny.
— Nie wiem nic ze świata waszego... nie znam nic... jestem ślepa.
Pociągnęły go te słowa, kazały mu się odwrócić — podejść ku niej cichym krokiem nieufnego kota.
Spotkała się z jego wzrokiem, lecz była tak zbłąkana, że nie rozumiała, o co mu będzie chodziło.
Instynktownie osunęła się znów na krzesło. Zakryła oczy.
Uczuła go ponad sobą. Pochylał się. Woń jego włosów, jego odzieży przepoiła ją.
— Więc istotnie — zapytał prawie szeptem — istotnie nie miałaś nigdy kochanka?
— Nigdy!
— Oprócz męża nie znałaś innego mężczyzny?
— Nie! Nie!
Triumfalnie, radośnie zabrzmiał jej głos. Sądziła, że tą czystością swoją podbija go i wiąże.
I gdy pochylony już tak, że spijał z jej ust oddech i chłonął w siebie iskrzenie się jej oczu — zapytał:
— Przysięgasz?
Odparła mu bez wahania, szeptem mniszeczki, ujawniającej czystość swego ciała w adoracji północnej.
— Przysięgam!
Oczekiwała ramion, ust, zwarcia się ciał...
Oderwał się od niej, jakby z żalem, z trudem.
Sądziła, iż jej nie wierzy. Szybko mówić zaczęła.
— Jestem szczera, uwierz! — Czuję się jak dziecko i widzialnie zarysowuje się we mnie całe usposobienie moje obecne. Będziesz.. pierwszym, który wprowadzi mnie w wasz świat, w świat upojeń i szałów. Powiesz — przeszłam czar poślubnych chwil? — Nie! Stokroć razy — nie! Tamten człowiek — tamten strzęp człowieka był tylko mrocznem złudzeniem, on to był przyczyną główną, bezsprzeczną, iż z obelgą na sercu
Strona:Gabrjela Zapolska-Kobieta bez skazy.djvu/220
Ta strona została przepisana.