Strona:Gabrjela Zapolska-Kobieta bez skazy.djvu/223

Ta strona została przepisana.

pozwala mi uwodzić dziewczyny, tak samo nie pozwala mi uwieść kobietę, która ma nieskalaną opinię.
Z oczyma zamkniętemi — z wyrazem nieokreślonego cierpienia wyjękła:
— Och, przeklęte to wszystko... przeklęte.
Wyciągnął ku niej drżącą rękę.
— Błagam panią! Niech pani nie utrudnia mi sytuacji. Muszę być prawie w tej chwili bohaterem... Jesteś pani cudowna... powab idzie od ciebie, garnie mnie, a ja muszę być od ciebie zdaleka. Wierz mi, na to potrzeba wielkiej siły woli...
Podniosła powieki i spojrzała na niego. Blady był, wyczerpany — a oczy miał wielkie, świetliste — żyjące. I przejął ją nawskróś rozpalony ból pragnienia, aby za cenę bodaj życia należeć do tego właśnie człowieka, gdyż sądziła, iż on jeden — jeden tylko potrafi wydobyć u niej ukojenie zupełne.
I razem z tem pragnieniem powstało w niej postanowienie dojścia do tego posiadania jakąkolwiek drogą.
Zamajaczyły, zakłębiły się jakieś myśli.
Otarła oczy.
— Chwilę jeszcze... — wyrzekła twardym już, chropawym głosem. — Gdybym nie była bez skazy, lecz taką, jak.. te inne — te pana kochanki, te.. wyszkolone, które przeszły przez ręce nie jedne — słowem, gdybym miała już innych kochanków — nie wahałbyś się pan?
Rzucił się ku niej jakiemś konwulsyjnem drgnieniem, choć pozostał na miejscu.
— Ani na chwilę!
— I nie miałbyś do mnie obrzydzenia!
— Nigdy!
Zawirowało, zakłębiło się od pasji, od nerwowej namiętności, możliwej pomiędzy tymi dwojgiem ludzi. Z poza zaciśniętych zębów — skurczonych rąk, szalały pragnienia i wymieniały się — tem silniejsze, gorętsze, że z oddali, że wstrzymywane na uwięzi. Bez słów, cali w oczach — w oddechach, tonęli w sobie i mdleli w niedokończonych spazmach, które ich od szczęk, wzdłuż pleców przeszywały.
Była to minuta strasznego wtajemniczenia się w siebie samych, porozumienia się i położenia z oddali piętna posiadania. Cała pasja miłości i nienawiści dwóch płci ujawniła się w tej minucie, szczególniej w zwarciu się uczuciowem źrenic i we wrogim skurczu szczęk, pragnących ssać ciało, krew — jednoczyć się tą krwią i triumfować bolem, wyrywającym krzyk z piersi przeciwnika.
Pierwsza ocknęła się Rena. Z ciężkiem westchnieniem wydarła się z płomieni, któremi dyszała. Wyprostowała się —