Lecz ona tupnęła nogą, iskrzącemi oczyma patrząc mu prosto w twarz.
— Kłamstwo! To nie miłość! — zawołała. Pan mnie pożądasz po prostu — a podnietą w tem jest prosta radość z myśli, iż nikt, nikt, prócz pana!... Ani pan mnie, ani ja pana nie kochamy. Ja chciałam, byłam do tego zdolna — chciałam pana kochać i w tem kochaniu znaleźć miejsce także i dla złączenia się naszych ciał, ale pan nie byłeś ani na chwilę dla mnie „człowiekiem“. Zapomniałeś o tej stronie. Wiecznie i zawsze tylko zmysły, tylko dreszcze, tylko zaspokojenie ślepe i bezmyślne... To samo i dziś — i dziś...
— Jednak!...
— Nie przecz, pan — to samo! Nie pytasz nawet, nie zdajesz sobie sprawy, kto jako człowiek jest ta istota, którą chcesz wziąć za żonę. Wystarcza ci, że jest pod względem erotycznych spazmów nowicjuszką, dalej, że nikt, żaden inny mężczyzna nie powie sobie o niej tego, co ty masz prawo powiedzieć. Nikt — bo nawet i ten nieszczęsny mąż umarł. Lecz nie ciesz się przedwcześnie, od wczoraj nie jestem bez skazy, jestem tą, która szła siłą pary w świecie zmysłów, jestem równą wszystkim twoim kochankom!... Tobie samemu.
Zaczęła drżeć, pobladła. Nienawiść ją ogarnęła całą, przepoiła nawskróś.
Stała się nienawiścią samą.
— Tak! Tak! — podjęła okrutnym, zmatowanym głodem. — Wiedz, że dzisiejsza noc rzuciła mnie na ręce takiego inicjatora. Nie jestem sobą, nie jestem Reną — nie jestem bez skazy. Oddałam się... bez zastrzeżeń, na przepadłe.
Zbladł także i cofnął się od niej.
Chwilkę milczeli. Nawet oddechów ich słychać nie było.
— To żarty! — wybełkotał wreszcie.
— Nie! Nie! Patrz, tam stoi kosz tuberoz. Tam jest list — nieotwierany przezemnie. To właśnie od mego... kochanka tej nocy. Otwórz go, przeczytaj! Przekonaj się, że mówię prawdę.
Wahał się, jakby przykuty do ziemi.
— Nie chcę...
Skoczyła do kwiatów, wyrwała kopertę z listem Kaswina, rozdarła ją — przerzuciła szybko list i gwałtownie podała Halskiemu.
— Przeczytaj... noc poślubna... uniesienia... zapach twego ciała... o, wszystko...
Rzuciła mu list na ręce i sama podeszła do okna. Triumfujące, upalne południe letnie biło się w pełnym blasku. Wszystko iskrzyło się od światła i żaru.
Mimowoli przeszło przez jej mózg pragnienie:
Strona:Gabrjela Zapolska-Kobieta bez skazy.djvu/241
Ta strona została przepisana.