Strona:Gabryel D’Annunzio - Dzwony.djvu/139

Ta strona została uwierzytelniona.

Dokoła cięć widać już było kilka ciemnych plam. Chory z trudnością oddychał i męczyło go pragnienie.
— Módl się do świętego Rocha, — rzekł Massacese, który stał nad nim z zaostrzonymi patyczkami i na ter tylko czekał.
Wiatr pędził teraz statek na północ. Jakkolwiek morze szło jeszcze wysoko, burza jednak, zdawało się, była już przełamana. Przez rdzawe chmury przebijały się słoneczne promienie z wysokiego nieba.
Dwaj Talamonte przynieśli dymiącym się terem wypełnione naczynie.
Ażeby odnowić śluby złożone świętemu, ukląkł Gialluca. Przeżegnali się wszyscy.
— O, święty Rochu, bądź moim zbawcą! Ślubuję ci srebrną lampę i olej na cały rok i trzydzieści funtów świec! O, święty Rochu, bądź moim zbawcą! Mam żonę i dzieci... Miłołosierdzia, litości, o mój dobry, święty Rochu!
Gialluca klęczał ze skrzyżowanemi rękami i mówił głosem nie do poznania zmienionym.
Potem usiadł znów i powiedział Massacesemu krótko:

— Rób.

— 135 —