Strona:Gabryel D’Annunzio - Dzwony.djvu/143

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ty, umiesz ty... milczeć jak ryba?
I groźnem zachowaniem wymusili na nim, że tajemnicę zapieczętuje w swojej duszy.
Zeszli potem na dół, ażeby przynieść trupa. Zwłoki czuć już było rozkładem i za każdem silniejszem wstrząśnieniem kapała gęsta ropa.
— Musimy go zapakować do worka — rzekł Massacese.
Przynieśli worek; ale trup wlazł tylko do połowy, zawiązali więc worek pod kolanami, tak, że nogi pozostały zewnątrz. Instynktownie rozglądali się wszyscy dokoła przy tem niemiłem zajęciu. Nigdzie nie było widać żagla. Odkąd się orkan uspokoił, szerokie, jednostajne fale poruszały morze Adryatyckie. Na horyzoncie wyłaniała się ciemno-niebieska wyspa Solta.
Massacese rzekł:
— Trzeba jeszcze kamień przywiązać...
Wybrali duży kamień z balastu i przymocowali go u nóg nieboszczyka.
— Dalej! — zakomenderował Massacese.

Podnieśli trupa ponad poręcz i rzucili za burtę. Rozstąpiła się woda, bluznęła wysoko

— 139 —