kając glinianą fajką po stole tak, że się w skorupy rozleciała.
Afrykanka, to gospodyni szynku. Wysunęła się z za lady, kołysząc się, jak kaczka, z powodu zbyt obfitych kształtów swego ciała, zbliżyła się do stołu i postawiła po brzegi winem wypełnioną karafkę przed Passacantandem. Spoglądała przytem na hultaja miłośnie łakomemi oczyma.
Passacantando tymczasem zarzucił ramię na szyję Peppuccii i zmusił ją do picia, poczem przyczepił się swojemi ustami do jej ust, pełnych jeszcze wina; wśród wybuchów śmiechu broniła się Peppucia i obryzgiwała twarz swego wielbiciela niepołkniętym jeszcze trunkiem. Afrykanka pozieleniała. Usunęła się znów za swoją ladę. Przez zbitą chmurę dymu słyszała krzyki i oderwane zdania Peppuccii i Pic’i.
Oszklone drzwi otworzyły się znowu i na progu ukazał się Fiorentino, zawinięty cały w płaszcz z kapturem, jak policyant.
— Heda! Dziewczęta! — zawołał podniesionym głosem, — czas już!
Peppucia, la Pica i inne podniosły się pomimo, że mężczyźni zatrzymywali je słowami