Strona:Gabryel D’Annunzio - Dzwony.djvu/59

Ta strona została uwierzytelniona.

Tobie przecie można to powiedzieć. Nie jedna, nie dwie, nie dziesięć, ale dwadzieścia propozycyj... I co za propozycye, mój chłopcze!
Czułem, że zielenieję.
— Książę Altini naprzykład... Od wieków mi nie daje spokoju. Przed paru miesiącami, zanim Ginevra do Tivoli przyjechała, kazał mi nawet raz przyjść do siebie, do pałacu. Rozumiesz? Trzy tysiące lirów byłby natychmiast gotówką wypłacił... chciał jej zaraz jakiś interes urządzić itd. itd... Ale nie, nie. Emilia zawsze mówiła: „Nie potrzebujemy tego, nie, to nie uchodzi. Starszą wydaliśmy za mąż, wydamy także młodszą. Urzędnik z ładną przyszłością, ze stałem utrzymaniem... to się już znajdzie“... No, i widzisz? Widzisz? Jesteś. Episcopo się nazywasz, prawda? Co za nazwisko! Pani Episcopo więc, pani Episcopo...
Rozgadał się. Zaczął się śmiać.
— Gdzież ty ją poznałeś? Tam, w pensyonacie, prawda? Opowiadaj, opowiadaj. Słucham.

W tej chwili wszedł jakiś człowiek o niemiłym, podejrzanym wyglądzie, coś pośredniego między kamerdynerem a fryzyerem, o bladej,

— 55 —