Strona:Gabryel D’Annunzio - Dzwony.djvu/90

Ta strona została uwierzytelniona.

sobie wyobrazić: — Nie módz oddzielić obrazu niewinności od obrazu hańby; widzieć, że przedmiot pańskich pragnień najwyższych związany jest z istotą, której nikczemności się pan boi. Jakiegoż uczucia doznawałby pobożny człowiek, widząc, że jakaś brudna szmata pokrywa sakrament na ołtarzu? Cóżby odczuwał, gdyby świętość mógł tylko przez tę osłonę całować. Cóżby odczuwał?
Nie umiem się wysławiać. Nasze słowa, nasze czyny są zawsze pospolite, głupie, bez znaczenia, żeby nie wiedzieć jak silne były uczucia, które są ich bodźcami. Tego dnia kotłowało się we mnie tysiące bolesnych myśli, które daremnie starałem się stłumić; a koniec pieśni — mały, cyniczny dyalog, śmieszna, politowania godna scena! Chce pan treści? Chce pan, ażebym panu przytoczył rozmowę? A więc...
Stała, jak mówiłem, przy oknie, i zbliżyłem się do niej. Chwilę milczałem. Potem zebrałem wszystkie moje siły, wziąłem ją za rękę i zapytałem:
— Ginevro, czy ty mię już zdradziłaś?

Spojrzała na mnie, zmieszana, i odpowiedziała:

— 86 —